środa, 28 stycznia 2015

Rozdział XVI

Hej Hej Helo! Witajcie. Postanowiłam, że ten rozdział będzie krótszy, ale pojawi się szybciej. Szczerze? Wyszedł mi do bani. Jakoś ostatnio mam problemy, żeby coś sensownego napisać. O matko! Mimo, że publikuję to po 20 to czuję się taka padnięta. Proszę o rady, jeżeli coś jest nie tak. Enjoy ;) 
*********************************************************************************

Rok później...

-Nie możemy pojechać. Lucas ciągle płacze i ma gorączkę- sprzeciwiłam się.
-Może jest głodny?
-Pół godziny temu jadł.
-Nie ma innej opcji. Musimy zabrać go do szpitala, niech go zbadają.
Po chwili już tam byliśmy. Zrobili naszemu synkowi niezbędne badania.
-Mogę państwa prosić?- powiedział lekarz.
Poszliśmy za nim do gabinetu.
-Wszystko z nim dobrze?
-Nie bardzo. Mały potrzebuje przeszczepu wątroby. Jakby zatruł się jakimiś lekami. Wiedzą coś państwo?
-Nie... My byliśmy teraz na wyjeździe. Opiekowała się nim niańka.
-W każdym razie... Lucas potrzebuje tego przeszczepu natychmiast. Musicie państwo zrobić badania, czy możecie być dawcami. Przepraszam, ale muszę iść na operację. Do widzenia.
Wyszedł. Z moich oczu pociekły łzy.
-Nie płacz. Będzie dobrze- przytulił mnie Mike.
Po tygodniu mieliśmy już wyniki. Mogłam być dawcą. Z Lucasem było coraz gorzej. Liczyła się każda minuta.
-Dobrze, gotowa jest pani do zabiegu?- zapytał mnie lekarz.
-Tak. A czy...
Usłyszeliśmy pisk. Lekarz pobiegł do sali Lucasa.
-Mike! Michael! Co się tam dzieje?!
Przez jakiś czas siedzieliśmy sami, bo nie chcieli nas tam wpuścić. Po półgodzinnym oczekiwaniu, przyszedł lekarz.
-Panie doktorze, co z Lucasem?- zapytał mój mąż.
On tylko pokręcił głową i wyszeptał:
-Przykro mi...
Wyszedł. Mike osunął się na krzesło, a ja patrzyłam w jeden punkt. Lucas... nie żyje? Jak to? Przed chwilą tu jeszcze był. A teraz... już nie...? Zaczęłam płakać. Michael usiadł przy mnie. Wtuliłam się w jego koszulę. Wróciliśmy do domu. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Wieczorem siedziałam w sypialni. W końcu z niej wyszłam i skierowałam się na dół. Zajrzałam dyskretnie do gabinetu Michaela. Siedział w fotelu. Płakał. Nie musiałam zobaczyć, żeby wiedzieć. Był bardzo wrażliwy. A on jeszcze tak kochał Lucasa... Weszłam do niego. Spojrzał na mnie czerwonymi oczami. Usiadłam mu na kolanach i przytuliłam. Po chwili płakaliśmy oboje. Po jakimś czasie się uspokoiłam w przeciwieństwie do Michaela.
-Kochanie, spójrz na mnie.
Podniósł wzrok.
-Damy sobie radę. Słyszysz? Musimy być silni. Lucas by tego nie chciał.
Otarłam łzy w jego oczu.
-Tak. Masz rację.
-Chodź już spać. Masz worki pod oczami.
Złapałam go za rękę i zmusiłam, żeby poszedł za mną. Wzięliśmy wspólny prysznic, on umył mi plecy, a ja jemu, po czym położyliśmy się do łóżka. Leżeliśmy twarzami do siebie. Był załamany. Pogłaskałam go po policzku.
-Skarbie, wiem, że ci przykro i tęsknisz za Lucasem, ale nic nam to nie da. Mi też jest ciężko. Musimy żyć dalej.
-Wiem, ale... już nigdy go nie zobaczę...
Przytulił się mocno do mnie i zasnęliśmy.

Michael:
Minął tydzień od śmierci Lucasa. Z Rose nie było za dobrze. Zamknęła się w sobie i ciągle była zdołowana.
-Kochanie?- powiedziałem, wchodząc do kuchni.
-Tak?
-Przyjdzie dzisiaj do nas Janet.
-Okay.
Podszedłem do niej i lekko objąłem w pasie. Odwróciła się do mnie.
-Co się dzieje? Jesteś taka... nieobecna.
-Nic się nie dzieje...
-Skarbie, chcę ci pomóc, tylko musisz mi powiedzieć, o co chodzi.
-O nic. Chciałabym, żeby Lucas był z nami.
-Ja też księżniczko, ja też.
Po południu usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Cześć braciszku- przywitała mnie.
-Cześć.
-Hej Rose, jak się czujesz?
-Nie wiem... Tak sobie.
Spojrzeliśmy na siebie wymownie z Janet. Moja siostra też wydawała się zaniepokojona stanem Rose.
-Chodźcie do salonu. Chcesz herbatę?- zapytałem ją.
-Owocową, jeśli masz.
-A ty, kotku?
Pokręciła tylko głową. Poszedłem więc do kuchni i zagotowałem wodę. Po kilku minutach przyniosłem Janet picie i usiadłem koło mojej żony.
-A co u mamy?- zapytałem.
-Dobrze. Tęskni za wami.
-Może niedługo się tam wybierzemy, co Rose?
Pokiwała głową i zmusiła się do uśmiechu.
-Mike, czy mogę cię prosić na chwilę?- zapytała mnie siostra.
-Jasne. Poczekasz kochanie?- zapytałem żonę.
-Poczekam.
Pocałowałem ją w czoło i poszedłem za Janet.
-Michael, z nią jest bardzo źle. Musisz iść do psychologa. Ona może sobie coś zrobić.
-Wiem. Też się martwię.
-To na co czekasz?
-Sam nie wiem. Może trochę się boję.
-Czego?
-Że ją stracę...
-Stracisz ją, jeżeli nic z tym nie zrobisz. Musisz działać, dopóki masz szansę.
-Wszystko dobrze?- niespodziewanie przyszła Rose.
-Tak koteczku. Wszystko gra. A jutro odwiedzimy moją mamę i resztę rodziny. Czas się urwać z tego Londynu.
-No dobrze.
-To ja się będę zbierać- odrzekła Janet- Spotkamy się jutro w domu.
-Nie lecisz z nami?
-Nie. Mam swój samolot. Do zobaczenia wam. Trzymaj się Rose.
Kiedy odprowadziłem ją do drzwi i zamknąłem je na klucz, poszedłem pod prysznic i położyłem się do łóżka. Następnego dnia z rana lecieliśmy już samolotem. Moja żona odsypiała po ciężkiej nocy. Ukląkłem przy niej i pogłaskałem ją po głowie. Nagle otworzyła oczy.
-Coś się stało?
-Nie... tylko chciałem ci powiedzieć, że strasznie cię kocham.
-Ja ciebie też- pogłaskała mnie po policzku- Chodź do mnie.
Zrobiła mi miejsce. Położyłem się obok, a ona oparła głowę na mojej piersi i wtuliła się w mój bok.
-Pośpij jeszcze. Będziemy na miejscu dopiero za jakieś dwie godziny.
Znów zasnęła. Obudziła się dopiero, kiedy dolecieliśmy na miejsce. Skierowaliśmy się z naszymi dwoma walizkami do mojego rodzinnego domu. Zadzwoniłem dzwonkiem.
-Już idę!- usłyszałem.
Tak jak sądziłem, otworzyła mi moja mama.
-Michael?
-We własnej osobie.
-Jak dobrze cię widzieć. Ciebie również Rose.
-Wzajemnie- odrzekła.
-Chodźcie. Twój pokój Mike jest pusty. Możecie tam spać, oczywiście. Za godzinę będzie kolacja. Taty nie ma. Jest na wyjeździe biznesowym. Wróci za trzy tygodnie.
-To na długo wyjechał.
Ja i Rose poszliśmy do mojej starej sypialni. Kiedy tylko się wypakowaliśmy, musieliśmy zejść na posiłek. Moja ukochana była w dołku, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Postanowiłem po kolacji się przejść.
-Chcesz iść ze mną?- zapytałem ją.
-Nie. Posiedzę sobie tutaj.
-Na pewno?
-Tak- posłała mi "uśmiech".
-No dobrze. Wrócę niedługo.
Założyłem swój ulubiony płaszcz i wyszedłem. Chodziłem po ciemku przez jakieś dwie godziny. Nagle zadzwonił mój telefon. To Janet.
-Tak?
-Michael! Wracaj szybko! Rose podcięła sobie żyły! Zabrała ją karetka. Jadę właśnie do szpitala! Pośpiesz się!
Zakończyłem rozmowę. Szybko wsiadłem do najbliższej taksówki, którą znalazłem i pojechałem tam. W głowie kłębiły mi się najgorsze myśli. Straciłem Lucasa. Nie poradzę sobie bez Rose.
-Dwadzieścia dolarów się należy.
Dałem kierowcy pięćdziesiąt, bo drobniej nie miałem i pobiegłem szybko na recepcję. Nie musiałem się o nic pytać, bo niedaleko stała La Toya.
-Co z nią?- zapytałem.
-Kiepsko. Chodź ze mną.
Poszedłem posłusznie za moją starszą siostrą. Moja miłość leżała nieprzytomna, podłączona do aparatury. Akurat wychodził lekarz.
-Panie doktorze, co z nią?
-Stan jest stabilny. Oczywiście fizycznie, bo widać, że ma bardzo poważne problemy ze sobą.
-Sugeruje pan, że moja żona jest nienormalna?!- zdenerwowałem się.
-Nie. Skądże. Ja tylko mówię, że może mieć jakiś problem, z którym sama się nie może uporać. A teraz przepraszam, ale idę na dyżur.
Poszedł. Wszedłem po cichu do sali i usiadłem obok jej łóżka. Była przytomna. Kiedy mnie zobaczyła, spuściła głowę, a z jej oczu pociekły łzy. Ująłem jej podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.
-Powiedz, że jestem idiotką. Że masz mnie dość i chcesz rozwodu. Powiedz mi to. Zmieszaj mnie z błotem...
Spojrzałem na nią smutny i odrzekłem cicho:
-Martwiłem się.
-Co...?
-Martwiłem się o ciebie. To takie dziwne?
-Ale... nie jesteś zły?
-Troszkę tak, ale kiedy stąd wyjdziesz, zajmę się tobą porządnie, jak na męża przystało.
Uśmiechnęła się lekko.
-Kocham cię Michael.
Nachyliłem się i ją pocałowałem.
-Ja ciebie też kochanie. Ja ciebie też. Najmocniej na świecie.
Po jakimś czasie wrócił lekarz i oznajmił, że koniec odwiedzin na dzisiaj. Obiecałem Rose, że przyjdę jutro. Po powrocie wziąłem prysznic i zadzwoniłem do niej jeszcze.
-Halo?
-Jak się czujesz?
-Mike, byłeś u mnie pół godziny temu- zaśmiała się.
-Wiem, ale się martwię.
-Nie masz powodu.
Nie odpowiedziałem.
-O czym myślisz?
-O tobie kochanie- szepnąłem.
-Nie martw się.
-Nie w ten sposób myślę.
-O ty łobuzie! Ja co dam, wydziwiać takie erotyczne fantazje!
-Jeżeli ty jesteś w ich bohaterkę, to powinnaś się cieszyć. Znaczy to, że dalej mnie podniecasz.
-Mike, proszę- zaśmiała się- Pójdę spać.
-Dobrze. Przyjdę jutro.
-Tylko bez tych twoich wyobrażeń.
-Dobrze. Dobranoc skarbie. Kocham cię.
-Ja ciebie też Misiu. Najmocniej jak się da.
Rozłączyła się. Śniła mi się tej nocy. Wiedziałem, że mimo śmierci Lucasa, poradzimy sobie. Nie zawiodę jej. Już nigdy więcej...

5 komentarzy:

  1. Boże biedny Mike i Rose. Szkoda mi Lucasa, dlaczego on? Nie rozumiem, tego Ci których najabrdziej kochamy odchodzą najszybciej, szczerze czytając ten rozdził, zrobiło mi się przykro. Mam jednak nadzieję, że wszystko wróci do normy, a co do notki jest super więc nie wygaduj bzdur. Bardzo wzruszająca. Czekam na nową i prosze mi nie wypisywac, bzdur, że jest do banii. Był cudny, więcej wiary w siebie.
    Pozdrawiam. Michael

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, jednak wiem, że potrafię lepiej. Dlatego powiedziałam, że mi się nie podoba. A co do śmierci Lucasa... To ten rozdział trochę nawiązuje do mojej cioci, która opuściła nas w październiku...

      Usuń
  2. Tak jak Ci pisałam wcześniej. Pięknie napisane, lecz bardzo smutne.
    Mam nadzieję, że będzie okey.
    I przestań pisać do jasnej anielki, że wszystko jest do bani!
    Wiesz, jak mnie to denerwuje?! Już się raz pokłóciłyśmy z mojego powodu, nie chcę abyśmy się pokłóciły z Twojego ... ZROZUM TO WRESZCIE!!
    xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kop w tyłek powiadasz? Ja tylko wyraziłam swoje zdanie na temat tego, czy mi się podoba. Nie masz powodu by się złościć xd

      Usuń
    2. Mam xD Dobra, ogółem to notka jest świetna, lecz smutna.
      Tak trzymaj! Nie przesładzaj ani nie przesmucaj za bardzo :) XD

      Usuń