sobota, 30 sierpnia 2014

Ogłoszenie!

Postanowiłam dodawać krótsze notki ze względu na brak czasu. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :) napiszcie co sądzicie :3  

Uwaga!

Pomimo tych wszystkich smutków, dołów i zawodów... Postanowiłam wznowić bloga. Jednak bardzo proszę o wyrozumiałość. Pewnie pierwsze parę notek będzie kiepskich, ale później powinnam się rozkręcić... Oczywiście zapewne będą się pojawiać rzadziej, bo zaczyna się szkoła, a 2 klasa gimnazjum to nie przelewki. Tak więc... Życzcie mi szczęścia :)

czwartek, 28 sierpnia 2014

[*]

Nie wiem jak to powiedzieć... Mój kot zatruł się czymś i niedługo potem zmarł... Uszkodziło mu to mózg... Jest mi bardzo cieżko, ponieważ był dla mnie bardzo ważny. Miał na imię Siwy. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście uczcili ze mną jego pamięć... 
Siwy, spoczywaj w pokoju. Zawsze będę o Tobie pamietać... [*] 

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Zawieszenie!

Bardzo przepraszam tych, którzy czytają (jeżeli takowi są), lecz blog One Day In Your Life zostaje oficjalnie zawieszony do odwołania! Mam nadzieję, że mnie przez to nie znienawidzicie. Potrzebuję tylko chwili przerwy. 
Pozdrawiam i przepraszam
DangerousGirl

piątek, 22 sierpnia 2014

Zmiany z komentarzami!

Wprowadziłam pewne zmiany. Teraz możecie komentować, nawet nie mając konta. Będziecie wtedy "Anonimami". Możecie się jednak podpisywać. Co do nowej części... Tworzy się. No, to wszystko. Miłego dnia życzę :3

Rozdział XI

-Halo?
-Rose?
-Lilly?
-Owszem. Masz ochotę na mały wyskok na zakupy?
-Teraz?
-Jutro. Zgadzasz się? 
-Jasne. Z chęcią. 
-Super. To wpadnę po ciebie o pierwszej. 
-Tak, tylko że...
-Co się stało? 
-Ja... Jestem u Michaela. 
-Jak to "U Michaela"?
-Normalnie. Utrzymaliśmy kontakt i teraz jesteśmy parą. 
-Uuuu! Historyjka! Weź ze sobą Janet i jutro mi wszystko opowiesz, co do joty. Czyli zabrać was od Michaela. Zakodowane! Do jutra!
-Cześć. 
Cała Lilly. Zapytałam się Janet czy chce jechać. Zgodziła się. Poszłam z powrotem do sypialni Michaela. W tej chwili wrócił
-Już jestem koteczku. Ktoś dzwonił?
-Lilly. Umówiła się ze mną i Janet na jutro na łażenie po sklepach. 
-Zostawiasz mnie?- zrobił minę zbitego pieska. 
-Tylko na chwilę skarbie. Ale jeszcze ten dzień nie dobiegł końca- rzuciłam zalotnie. 
Nastał wieczór. Spędziliśmy ten dzień na buziaczkach i tuleniu. Mike był jak mały niedźwiadek. Potrzebował miłości, której mu kiedyś nie dawano. No, przynajmniej ze strony ojca, bo co do mamy Michaela nie mam żadnych wątpliwości. Nadszedł czas na spanie. Przytuliłam się mocno do mojego misia i zasnęłam. Kiedy otworzyłam oczy, była już jedenasta. Mike dalej pogrążony był we śnie. Wyślizgnęłam się ostrożnie z jego objęć i udałam się do łazienki. Kiedy z niej wyszłam, mój chłopak już nie spał. Leżał na boku, podpierając głowę ręka i uważnie mnie obserwował. 
-Musisz iść?
-Muszę. Niedługo wrócę.
Wstał i objął mnie od tyłu, kiedy wybierałam kurtkę. 
-Każda minuta bez ciebie to udręka- wymruczał w moją szyję i mnie w nią pocałował.  
-Będę z powrotem zanim się obejrzysz. 
-Obiecujesz?
-Obiecuję. Kupię ci coś w sklepie. 
-A co takiego?
-Zobaczysz. Cierpliwości kotku. 
Usłyszałam klakson. 
-To Lilly. Pa misiu. 
Już miałam wychodzić, kiedy złapał mnie za rękę i powiedział:
-A buzi?
Zrobił dzióbek. Cmoknęłam go i wybiegłam. Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do centrum. Po obejściu większości sklepów, usiadłyśmy w kawiarni. 
-A co masz zamiar kupić Mikowi?- zapytała mnie Janet. 
-Nie mam pojęcia. Może zegarek?
-Zegarek? Nie załamuj mnie- odrzekła Lilly- O! A może to?
Pokazała na sklep z bielizną. 
-Mam mu kupić komplet bielizny? 
-Nie jemu. Sobie!
-Ale co to ma do prezentu?
-No jak to co? Kiedy zobaczy cię w nowym komplecie, to zaniemówi!
-Jak to "zobaczy"?
-Normalnie. Przecież musisz mieć coś pod ubraniem, kiedy będzie cię rozbierał. 
Patrzyłam na nią osłupiała. O czym ona mówi?!
-O co ci chodzi?
-No jak to? Nie mieliście jeszcze swojego pierwszego razu? 
-No jakoś tak wyszło, że nie...
-No to będziesz przygotowana na tę okoliczność. Chodź. 
Pociągnęła mnie za rękę do sklepu i zaczęła przebierać między półkami. 
-O, a to?
Pokazała mi czarny zestaw z koronką. 
-To jeden z ulubionych kolorów Mika- zauważyła Janet. 
-Czyli bierzemy. 
Dobrała mi rozmiar, przymierzyłam i poszłam do kasy. 
-To na pewno dobry prezent?- zawahałam się. 
-No jasne! Padnie przed tobą z wrażenia!
Pod wieczór wróciłam do Michaela. Postanowiłam, że to tego wieczoru będzie nasz "pierwszy raz". Trochę się denerwowałam. Ale wzięłam się w końcu w garść. Poszłam do łazienki i ubrałam na siebie mój nowy nabytek. Wyperfumowałam się jeszcze delikatnie i wyszłam w cieniutkim czerwonym szlafroku. Mike już leżał w łóżku wykąpany. Kiedy mnie zobaczył, zaniemówił. Usiadłam na jego podbrzuszu okrakiem i zaczęłam go delikatnie całować. Położył dłonie w dole moich pleców i lekko je gładził. Potem chciał zdjąć ze mnie szlafrok. 
-To ten prezent?- zapytał, dotykając ramiączka od stanika. 
-Mhm. Podoba ci się? 
-Bardzo kochanie. Nie żałuję jednak, że puściłem cię do centrum. 
Zaśmiałam się. 
-Gdyby nie dziewczyny, to wcześniej nie byłabym gotowa na taki krok. 
-A teraz jesteś?
-Teraz tak. 
-Na pewno? Rose, jeżeli chcesz poczekać, to tylko mi powiedz. 
-Nie. Jestem przekonana. A poza tym, już mam na sobie tę nową bieliznę. Myślisz, że chce mi się samej ją ściągać? Potrzebuję pomocy- zrobiłam udawaną smutną minkę. 
-Cóż, chyba mogę ci pomóc. 
Ta noc była cudowna. Michael był bardzo delikatny i rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Obudziłam się mocno do niego przytulona. Nasze ubrania leżały na podłodze. Kiedy spojrzałam na mojego misia, otworzył oczy. 
-Hej- pocałował mnie w czoło- Jak ci się spało? 
-Świetnie. A tobie kotku?
-Lepiej, niż kiedykolwiek. 
-Która godzina?- zapytałam. 
-Trzynasta. 
-Już?
-Mhm. Niestety. 
-Pora wstać. 
-Jeszcze chwilę- odrzekł, przeciągając się i obejmując mnie w pasie, kładąc przy okazji głowę na moim brzuchu. 
-Mój miś zapadł w sen zimowy?
-Mhmmm. Może też dołączysz?
-Nie tym razem. Ja wstaję, a ty rób co chcesz.
-Co tylko chcę?
-Tak.
-To ja chcę cię przytulać.
-To później. Wstawaj niedźwiadku. 
-Nie chce mi się. 
Podeszłam do niego, nachyliłam się i całując jego policzek, szepnęłam:
-No wstawaj. Dla mnie.
-Hmmm. No skoro dla ciebie, to zgoda.
Michael zaczął się ubierać. Zeszliśmy potem do kuchni. Siedziała tam Janet.
-Jak się "spało"?- mrugnęła do mnie.
-Świetnie- odrzekłam.
-Kochanie, chcesz kawy?- Mike wyjrzał zza szafki.
-Z chęcią.
-Jak było?- szepnęła.
-Cudownie. Mikuś jest wspaniały.
-Słychać was było w moim pokoju.
-O czym gadacie?- usiadł obok mnie, objął ramieniem i podał kawę.
-O niczym. Takie tam... babskie sprawy. A w ogóle nie powiedziałeś mi, gdzie jedziemy.
-Jedziemy... Uwaga! Do Londynu!
-Naprawdę?
-Tak!
-Super! Dziękuję misiaczku!
-Dla ciebie wszystko.
Pocałowałam go delikatnie.
-Czekaj... Kiedy wyjeżdżamy?
-Za dwa dni.
-Musimy się spakować!
-Spokojnie. Zrobimy to po obiedzie.
-Właśnie. Mama kazała ci przekazać, że poszła do sklepu. Niedługo powinna wrócić.
-Dzięki za informację. To ja zacznę już gotować.
-A co na obiad, mój kucharzu?
-Dzisiaj spaghetti.
Następnego dnia byliśmy już spakowani. Nie mogłam się doczekać wyjazdu. Razem z Michaelem podbijemy Anglię. Londynie, Nadchodzę!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział X

Ujrzeliśmy Josepha.
-Co tu się dzieje?!
Michael stanął między nami.
-Co ona tu robi?!
-Rose jest moim gościem.
-Co takiego?! Wynoś się!- zwrócił się do mnie.
-Nie!- uparł się Mike.
Joseph spojrzał na swojego syna.
-No no. Widzę, że komuś głosik siada. A wiesz co to znaczy, prawda?
Mike spuścił głowę. 
-Wiem, ale mam to w nosie! Tak samo, jak twoje polecenia! 
-Jeszcze się doigrasz!
Michael zamknął mu drzwi przed nosem. Podeszłam do niego powoli i położyłam dłoń na jego ramieniu. 
-Michael? Co on miał na myśli?
Westchnął, obrócił się w moją stronę, złapał mnie za ręce i spojrzał mi w oczy. 
-On świetnie wie, że może zniszczyć moją karierę...
-Co? Nie pozwolę na to! 
-Spokojnie. 
-Spokojnie? Michael! On zniszczy to, w co zawsze wierzyłeś! On zniszczy muzykę!
-Nie zależy mi...
-Jak to ci nie zależy?! A gdyby chodziło mu o mnie?! 
-Rose... To nie to samo...
-Michael, chociaż raz musisz pomyśleć o sobie. 
-Ja tak nie potrafię...
-Potrafisz. Wierzę w ciebie...
Powiedziawszy to, pocałowałam go w policzek i wyszłam. W końcu nadeszły święta. Mieliśmy je spędzić u Michaela. Jego głos się polepszył. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi mój przyjaciel. 
-Wchodź, bo zmarzniesz. 
-Rose, jak miło cię widzieć!- zakrzyknęła Pani Jackson. 
-I wzajemnie. 
-Chodź do salonu. 
Całe rodzeństwo Jacksonów było w komplecie. Brakowało tylko ojca Michaela. Nie ukrywałam, że wcale mi to nie przeszkadzało. Usiadłam z Mikiem na kanapie. Przyniósł mi kakao i patrzyliśmy, jak jego bratankowie rozrywają kolorowy papier, okrywający zawartość prezentu. 
-Dla ciebie mam coś na górze- szepnął mi do ucha. 
Kiedy wszyscy byli zajęci, Mike wziął mnie za rękę i zaprowadził na piętro. W jego pokoju było ciemno. Paliła się tylko mała świeczka, która dodawała wyłącznie nastroju. Stanęliśmy pod oknem. 
-Spójrz w górę- szepnął. 
Mój wzrok powędrował ku górze i zatrzymał się na jemiole. Potem skierowałam spojrzenie na Michaela. 
-Wesołych świąt Rose. 
-Wesołych świąt Mike. 
Nachylił się delikatnie i lekko mnie pocałował. Nieśmiało chciał objąć mnie w pasie, ale widziałam, że się wahał. Złapałam jego dłonie i je tam położyłam, a sama zarzuciłam mu ręce na szyję. Przycisnął mnie mocniej do siebie i westchnął zadowolony. Kiedy czuł, że nasz pocałunek ma zaraz się skończyć, całował mnie jeszcze raz. W końcu odsunęliśmy się od siebie. Jednak dalej pozostawałam w jego objęciach. 
-Może zejdźmy do nich. Mama zacznie się martwić- uśmiechnął się. 
Wziął mnie za rękę i razem poszliśmy do salonu. Usiedliśmy i słuchaliśmy opowieści świątecznych. Oparłam głowę na ramieniu Michaela. 
-Śpisz?- zapytał mnie. 
-Nie...- odparłam zmęczona. 
-Widzę, że jesteś padnięta. Chodź. 
Mike zaprowadził mnie do swojego pokoju. Dał mi swoją koszulę, która po ubraniu sięgała mi do połowy ud. Oczywiście wcześniej wzięłam prysznic. Położyłam się w łóżku obok niego. Spojrzał mi w oczy i pogłaskał po policzku. 
-Nie żałujesz?- zapytał.
-Niby czego?
-No wiesz... Naszego pocałunku...
-Nie, nie żałuję. A ty?
-Ja też nie. 
Nagle zza okna usłyszeliśmy:
-Boże! Pocałujecie się w końcu, czy nie?!
Michael wstał, otworzył okno i zobaczył Janet. 
-A ty co tu robisz?!
-Ja? Nic... Tak tylko... Zrywam gruszki!
Zatrzasnął okno i usiadł na brzegu łóżka. 
-Skarbie, co się stało?- zapytałam.
-Wszyscy mi mówili, że nigdy nikt mnie nie pokocha... Mieli rację...
-Słucham? O czym ty mówisz?
-O czym? Rose, czy ty naprawdę mnie kochasz? Traktujesz nas poważnie?
-Oczywiście. Sądzisz, że gdybym cię nie kochała, to pocałowałabym cię w wigilię? 
-Może zrobiłaś to tylko z powodu jemioły.
-Jemioła tylko pomogła mi w wyznaniu ci uczuć.
-Serio?
-Oczywiście, że tak. Udowodnić ci, że cię kocham?
Mike zawahał się, więc przysunęłam się do niego i namiętnie pocałowałam.
-Teraz już mi wierzysz?
-Teraz już tak...
-I jeżeli kiedykolwiek powiesz, że nie zasługujesz na miłość, to więcej cię nie pocałuję. Jasne?
-Jasne- zaśmiał się- Ale dlaczego akurat ja?
-Bo jesteś wyjątkowy. 
-Wyjątkowy?
-Tak. Jako jedyny mój znajomy, nie chcesz mnie wykorzystać. No chyba że się mylę...
Spuściłam głowę. Michael przysunął się do mnie, złapał moją twarz w dłonie i powiedział:
-Nigdy bym tego nie zrobił. Kocham cię.
Przytuliłam się do niego i zasnęłam. Obudziłam się sama. W łóżku go nie było. Na stoliku leżała karteczka. 

"Witaj kochanie. Wybacz, że uciekłem, ale musiałem jechać do studia. Wrócę niedługo. Śniadanie masz przyszykowane na dole. Kocham cię!
P.S. Uważaj na Jerma. Pewnie będzie chciał cię poderwać. 

Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i zeszłam ubrana do kuchni. Kiedy piłam kawę, poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Z początku myślałam, że to Michael, ale się pomyliłam. 
-Cześć piękna. 
-Jermaine?
-Owszem. Dasz buziaczka swojemu chłopakowi?
-Nie jesteś moim chłopakiem. 
-Tak? A kto nim jest. Podobno któryś z nas. To Tito? Randy?!
-To... Michael...
Spojrzał na mnie zdziwiony, a po chwili zaczął się śmiać. 
-Michael?! Hahah! Dobre sobie! Przed sobą masz prawdziwego faceta. Zostaw go i chodź ze mną. 
Zaczął się do mnie zbliżać. Nagle w drzwiach stanął Michael. Spojrzał na brata spojrzeniem mordercy. Szybko do niego podbiegłam i schowałam się za nim. 
-Mike, to nie tak jak myślisz...- zaczęłam.  
-Wszystko wiem skarbie. Nie musisz się tłumaczyć. Pozwól tylko, że obiję mu mordę. 
-Nie! Michael, nie rób tego!
-Spokojnie. Idź do pokoju. To zajmie tylko chwilę. 
-Nie!
Janet zaczęła mnie zabierać na górę. Zamknęła nas w pokoju. Zaczęłam cicho szlochać. 
-Wszystko będzie dobrze. Oni muszą walczyć o swoje. Zawsze tak było. 
-Ale boje się, że Michaelowi coś się stanie. 
-Nie stanie. Wszystko z nim będzie w porządku. 
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Wszedł Mike. Rzuciłam mu się na szyję i mocno uściskałam. 
-Nie rób tego wiecej, dobrze? 
-Dobrze kochanie. Przepraszam. Zdenerwowałem się. 
Głaskał mnie po włosach i uspokajał. Nagle zobaczyłam, że ze skroni leci mu krew. 
-Chodź, pokażesz gdzie masz apteczkę. 
Wzięłam go za rękę i zeszliśmy na dół. Zaczęłam mu przemywać ranę. 
-Niech lepiej Jerm się tu nie pokazuje. Bo przysięgam, że jak go zobaczę...
-Obiecałeś mi.
-Wybacz. Teraz dotrzymam słowa. 
-Mam nadzieję. Nieźle oberwałeś mój obrońco- cmoknęłam go w usta.
-Dla ciebie wszystko. 
Nagle na blat wskoczyła Millie. Potem weszła Mikowi na ramiona. To było takie słodkie. 
-Jak wy rozkosznie wyglądacie. 
Kiedy zbierałam resztę plastrów do apteczki, Michael złapał mnie za rękę. 
-Wyjedź ze mną. 
-Dokąd?
-Jeszcze nie wiem. Ale napewno coś znajdę. 
-A co z Millie?
-Janet się nią zajmie. Nie wyjedziemy na długo. Proszę. 
Po dłuższym zastanowieniu pomyślałam, że warto by spędzić czas tylko we dwoje. 
-Niech ci będzie. 
-Kocham cię. 
Cmoknął mnie gwałtownie w usta i pobiegł do auta. 
-A ty gdzie?!
-Niedługo wrócę!
I odjechał. Usiadłam u niego w pokoju i zaczęłam szkicować jego, kiedy pierwszy raz się zobaczyliśmy. Nagle mój telefon zaczął dzwonić... 

środa, 6 sierpnia 2014

Przepraszam :(

Wybaczcie, że nie dodaje notki. Miałam w piątek wypadek na koniu i leżałam w szpitalu. Teraz mam kurację domową. Obiecuję, że wstawię coś kiedy tylko odzyskam siły :)