sobota, 22 listopada 2014

[*]

Długo się zbierałam, żeby to napisać. Moja ciocia nie przeżyła... Zmarła w poniedziałek przed Halloween. Nie mogłam się zebrać przez Jakiś czas dlatego piszę do was dopiero teraz. Ale nie wyobrażam sobie życia bez prowadzenia bloga. Tak więc One Day In Your Life zostaje tylko zawieszony. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe... 

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział XIII

Obudziłam się rano. Michaela niestety przy mnie nie było. Ubrałam więc szlafrok i zeszłam na dół. Akurat szykował śniadanie.
-Dobry- uśmiechnął się.
-Dobry- odrzekłam, siadając na krześle barowym, przy mini barku. Podstawił mi przed nos talerz naleśników.
-Smacznego skarbie- ucałował mnie w policzek.
Po śniadaniu pojechaliśmy na zawody jeździeckie.
-Zawodnicy proszeni są o wprowadzenie koni do boksów startowych!- rozległo się z głośników.
Zobaczyłam tylko z widowni, jak Chris wprowadza konia. Po chwili wszyscy wystartowali. Mój kuzyn był na prowadzeniu.
-Ciekawe czy wygra- zastanawiał się Mike.
-Jasne, że tak. Wierzę w niego.
I miałam rację. Zajął pierwsze miejsce. Po wszystkim poszliśmy odwiedzić go w stajni.
-Cześć Chris.
-O, cześć Rose. Mike- kiwnął mu.
-Gratulacje. Byłeś świetny. I twój wierzchowiec również. Jak się nazywa?
-Cosmo.
-Śliczny- pogłaskałam go.
-Dzięki. A co tam u was?
-A wiesz...

W domu:
-Dzisiaj idziemy na kolację.
-My?
-No tak, a kto?
Wzruszyłam ramionami.
-O której?
-Hmmm, Za jakieś trzy godziny. Przekażesz Janet?
-Janet? Ona też idzie?
-Nie, głuptasku. Tylko jej powiedz, a ona będzie wiedziała co robić- puścił mi oczko.
Poszłam więc do Janet.
-Hej. Mike kazał ci przekazać, że idziemy na kolację za trzy godziny.
Nagle zerwała się z krzesła, na którym siedziała.
-Trzy godziny?!
-No... tak.
-Trzeba działać! Toya!
Młodsza siostra Michaela w tym czasie zabrała mnie do łazienki i kazała umyć włosy.
-Co się stało?- przyszła Toya.
-Mamy tylko trzy godziny.
-CO?! Oooo nie. Michaelowi się oberwie. Trzy godziny! Pomyślałby kto!
W końcu zaczęły majstrować coś przy mojej fryzurze. Sprężyły się i zrobiły mi pasemka, po czym wyprostowały mi moje włosy.
-Teraz szybko! Sukienka!
Zrobiły mi totalny chlew w pokoju, ale kiedy chciałam to sprzątnąć, to zaczęły mnie wyganiać z pokoju.
-Rose?! Jesteś gotowa?!- zawołał z dołu Mike.
-Już schodzi!- odpowiedziała za mnie Janet- Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję.
-Spóźnimy się!- krzyczał Michael.
Najpierw zeszły dziewczyny, a po nich ja. Kiedy mój chłopak mnie zobaczył, zaniemówił. Podszedł do mnie i odrzekł:
-Ślicznie wyglądasz.
Nachylił się i delikatnie mnie pocałował.
-Michael, durniu! Uważaj na makijaż!- krzyczała Toya.
-Jej nie jest potrzebny.
-Idźcie już lepiej, bo zaraz nakopię ci do tego chudego tyłka.
Mike zaśmiał się i ruszyliśmy do auta.
-Gdzie jedziemy.
-Na kolację.
-Tyle to wiem. Ale gdzie.
-Zobaczysz- uśmiechnął się.
Zabrał mnie na małą polanę. Była tam restauracja pod gołym niebem.
-Życzą sobie państwo wina?
-Tak. Poprosimy.
Kelner odszedł. Rozmawialiśmy przez jakiś czas, aż ujrzałam deszcz meteorów.
-Jak pięknie- zachwyciłam się.
Mike odchrząknął.
-Ekhm. Rose... Ten, co prawda, krótki czas, który spędziliśmy razem dał mi do myślenia. I zrozumiałem... zrozumiałem, że... moje życie bez ciebie nie ma sensu. Tak więc...- ukląkł na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko- Rose, kochanie... Wyjdziesz za mnie?
Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Aż w końcu spojrzałam na innych gości. Patrzyli na nas uśmiechnięci. Zerknęłam na Michaela. Ręce mu się trzęsły.
-Tak Michael. Wyjdę- z oczu pociekły mi łzy szczęścia.
Założył mi obrączkę i przytulił mocno.
-Zgodziła się! Zgodziła!- krzyczał.
Wszyscy wstali i zaczęli klaskać.
-Całuj! Całuj! Całuj!
Zaśmiałam się i pocałowałam Mika. Wróciliśmy do domu. Wszyscy już spali.
-Pójdę pod prysznic- odrzekłam.
-Dobrze skarbie.
Szybko się wykąpałam i wróciłam do sypialni. Mike wziął kąpiel w drugiej łazience. Przytuliłam się do niego.
-Dobranoc kochanie.
-Dobranoc misiaczku- odrzekłam i udałam się w krainę snów...


Pół roku później...

-Rose! Jak ty ślicznie wyglądasz!- krzyknęła Toya, kiedy zobaczyła mnie w sukni ślubnej.
-Dziękuję. Ty również.
-Czas iść, Gotowa?
-Jak nigdy dotąd- uśmiechnęłam się.
Wszedł mój tata.
-Idziemy?
Wzięłam głęboki oddech.
-Idziemy- przytaknęłam.
Złapałam go pod ramię i poszliśmy w stronę sali. Rozległa się muzyka i drzwi się powoli otworzyły. Na końcu stał Michael. Tak, mój Michael. Stanęliśmy już naprzeciw siebie. Ksiądz dopełnił formalności i...:
-Czy ty, Michaelu Josephie Jacksonie, bierzesz tę oto kobietę za żonę?
-Biorę- posłał mi czarujący uśmiech.
-A czy ty, Rose Morgan, bierzesz tego oto mężczyznę za męża?
-Tak, biorę.
Chwilka ciszy.
-A więc ogłaszam was mężem i żoną! Możesz pocałować pannę młodą.
Spojrzał mi głęboko w oczy.
-Czy pozwoli pani...?
Pokręciłam ze śmiechem głową.
-Nie gadaj, tylko całuj.
Nachylił się i pocałował mnie delikatnie, lecz namiętnie. Goście zaczęli wiwatować. Potem pojechaliśmy do hotelu na imprezę.
-Zdrowie młodej pary!- krzyknął Chris.
Impreza trwała do czwartej w nocy. W końcu poszliśmy do pokoju. Mike wziął mnie na ręce i przeniósł przez próg.
-Ja pójdę się wykąpać, a ty bądź grzeczny- odrzekłam.
-Zawsze jestem.
-Mhm- zaśmiałam się.
-Sugerujesz mi coś?
-Ja? Skądże.
Zamknęłam się w łazience. Wzięłam kąpiel i wyszłam ubrana w koszulkę na ramiączkach i spodnie do kolan.
-Twoja kolej.
-Już idę, pani Jackson.
Uśmiechnęłam się szeroko. Rose Jackson. Świetnie to brzmi. Położyłam się do łóżka i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam, jak Michael obejmuje mnie w pasie i delikatnie całuje po szyi. Odwróciłam się w jego stronę. Jego oczy były pełne powagi i miłości. Ale reszta jego twarzy nie wyrażała żadnych uczuć. Nachylił się i mnie pocałował. Spędziliśmy romantyczną moc, a Mike... Ah, Mike był wobec mnie taki czuły i delikatny. Obudziłam się przytulona do mojego męża. Leżeliśmy twarzą do siebie, a ja wtulałam się w jego klatkę piersiową. Delikatnie musnęłam palcem jego szyję. Otworzył oczy.
-Cześć kochanie. Jak spałaś?- zapytał mnie.
-W twoich ramionach? Świetnie. A ty?
-Ja też- pocałował mnie w czoło.
-Co chcesz na śniadanie?
-Hmmm. Może naleśniki- odrzekłam, przeciągając się.
-Dla mojej królowej wszystko.
W tym czasie, kiedy Michael zamawiał jedzenie, poszłam się ubrać i oporządzić. Tak minęły dwa tygodnie. Pewnego dnia gorzej się czułam. Miałam mdłości i zawroty głowy. Postanowiłam zrobić test ciążowy. Cóż, nigdy nie zaszkodzi, prawda? Poczekałam parę minut i spojrzałam na wynik. Dwie kreski, dwie kreski. Powtarzałam to jak mantrę. Trzeba powiedzieć Mikowi. Tylko czy się ucieszy? Zastałam go w salonie. Siedział nad nową piosenką.
-Michael?
-Tak kotku?
-Możemy porozmawiać?- zapytałam.
-Jasne. Siadaj- poklepał miejsce obok siebie- O co chodzi?
-Pamiętasz naszą noc poślubną?
-Oczywiście. Jak mógłbym zapomnieć?
-To... Teraz są tego efekty...
-O czym ty mówisz?- uśmiechnął się.
Wzięłam głęboki oddech.
-Jestem w ciąży.
-Naprawdę?
-Tak Michael. Będziesz tatusiem.
-Będę ojcem... O rany! Będę ojcem! Będę miał własne dziecko!
Zaczął skakać po pokoju i krzyczeć w niebo głosy.
-No już. Uspokój się. Bo zdemolujesz dom- zaśmiałam się.
-Boże, jak ja cię kocham.
-Ja ciebie też.
-Pójdę zadzwonić do rodziny.
I pobiegł. Kochałam tego wariata. Całym sercem. Myślałam, że będziemy szczęśliwi do końca świata. Myliłam się...