piątek, 30 stycznia 2015

Przypadkowa notka nr.2

Oto fragment innego opowiadania. Nadrabiam teraz, bo tak jak mówiłam w tamtej notce, zawieszam bloga. Za jakiś tydzień może dam wam znać, co dalej. A na razie Enjoy :)

*********************************************************************
-Rose, bierzesz dzisiaj Damona?
-Damona? Liz, proszę cię. Wiesz, że jeżdżę tylko na Castielu.
-Ty i ten twój arab. No dobrze, ale weź dzisiaj kowbojskie siodło, okej?
-Niech ci będzie.
Dobra. Może od początku. Na imię mam Rose, nazwisko Morgan. Wiek? Dwadzieścia lat. W związku? Nie. Faceci mnie odrzucają. No, może nie wszyscy. Ja i moja przyjaciółka Liz uwielbiamy Brad’a Pitt’a. Hobby? Jeździectwo. Mój tata jest producentem muzycznym, więc mamy pieniądze. W stajni mam swojego konia. Castiela. Jest to czarny koń Arabski.
-Rose. Mogę cię prosić?- mój zaprzyjaźniony instruktor.
-Słucham Pana.
-Chyba wiesz, że stajnia ma problemy finansowe, prawda?
-Wiem.
-Jutro przyjdzie pewien człowiek. Obejrzy ją i może zechce nam pomóc. Oprowadzisz go, dobrze?
-Dobrze.
-Okej. To miłej jazdy.
-Dziękuję.
Po trzygodzinnej jeździe wróciłam do domu.
-Jak było?- zapytał mnie tata.
-Świetnie. Castiel jest coraz silniejszy.
Położyłam się do łóżka i zasnęłam. Następnego dnia koło trzynastej, czyściłam Castiela. Wtedy usłyszałam:
-Śliczny koń.
Odwróciłam się i zobaczyłam młodego, ciemnoskórego mężczyznę z kręconymi włosami w kolorze nocy.
-Dziękuję.
-Ma jakieś imię?
-Castiel. A pan to…?
-Michael Jackson. Przyszedłem obejrzeć stajnię.
-A, to pana miałam oprowadzić.
-Żaden pan. Po prostu Michael- uśmiechnął się słodko.
-Dobrze, więc to ciebie miałam oprowadzić.
-Na to wygląda.
Wyszłam z boksu Castiela i zaczęłam chodzić z Michaelem po ośrodku.
-Tu jest hala, gdzie jeździmy w czasie złej pogody.
Poszliśmy na dwór.
-Tu jest padok, a tam dalej trzymamy siano. Z drugiej strony mamy parkour.
-Hm. Bardzo tu fajnie. A macie tor wyścigowy?
-Jest z drugiej strony ulicy.
-To zrobimy tak: jeżeli ze mną wygrasz, to dofinansuję utrzymanie stajni, zgoda?
-Zgoda. Ile okrążeni?
-Cztery. Spotkamy się przy starcie.
Wzięłam Castiela, osiodłałam go, ubrałam toczek i poszłam w umówione miejsce. Michael już tam czekał na Zeusie.
-Gotowa?
Wsiadłam.
-Jeszcze jak.
-Trzy, dwa, jeden… START!
Polecieliśmy cwałem. Michael był na początku na prowadzeniu, ale pod koniec trzeciego okrążenia przegoniłam go.
-No ładnie. Gratuluję- podał mi rękę.
-To co? Rozumiem, że…
-Tak. Będę dofinansowywał stajnię. Czyli będziemy się widywali częściej- puścił mi oczko.
-Najwyraźniej.
Nagle Castiel popchnął mnie lekko bokiem i wpadłam na Mika.
-Ostrożnie księżniczko- złapał mnie i założył kosmyk włosów za ucho. Mimowolnie się zarumieniłam. Stanęłam prosto.
-To co? Widzimy się…
-Jutro- dokończył.
-Jutro?
-Tak. Przyjadę podpisać papiery. Takie tam duperele. A właśnie. Nie zapytałem, jak masz na imię.
-Rose.
-Więc miło im poznać.
Uśmiechnęłam się i odprowadziliśmy konie do boksów. Wróciłam do domu. Następnego dnia szkoła. Spakowałam książki i położyłam się spać. Jutro nasz przyjaciel (mój i Liz) Max, miał występ. Jaki? Męskich zespołów Acapella. Sami musieli być instrumentami. Oglądaliście „Pitch Perfect”? No właśnie. Rano, kiedy otworzyłam oczy, troszeczkę zbladłam. Była za piętnaście ósma. Szybko się ubrałam, umalowałam i wybiegłam.
-Max, dasz radę- mówiła mu Liz.
-No nie wiem. A jak zapomnę kroków? Albo pomylę tonację?
Dała mu z liścia w policzek.
-Nie mów tak. Dasz radę i koniec.
-Podobno ma być na widowni  jakiś muzyk.
-Oj tam. Spodoba mu się.
Zaczęła lecieć muzyka. Max wbiegł na scenę, a ja i Liz zajęłyśmy miejsca dla widzów.
-Nieźle im idzie, nieprawdaż?- usłyszałam męski głos nad swoim uchem. Odwróciłam się do tyłu.
-Michael? Co ty tu robisz.
-Wasza szkoła mnie zaprosiła.
-Czekaj, czekaj. Ty jesteś tym muzykiem?
-Zgadza się. Jestem zachwycony tym występem.
-Heh. A Max tak się bał, że ci się nie spodoba.
-Niepotrzebnie. Ja nie gryzę. Nie ma się czego obawiać- uśmiechnął się.
-Miejmy nadzieję.
-A właśnie, Rose. Czy nie poszłabyś ze mną do kina w sobotę?
-Jasne. Z miłą chęcią.
Przez resztę pokazu nic nie mówiliśmy. Czasem tylko zerkałam na Mika, a on na mnie i posyłaliśmy sobie uśmiechy. Co, jak co, ale jego był zniewalający. Po wszystkim, ja i Liz poszłyśmy za kulisy do Maxa.
-Było świetnie!- krzyknęła Liz i rzuciła się Maxowi na szyję. Odsunęli się od siebie i zarumienili.
-Tylko mam nadzieję, że temu muzykowi się podobało.
-I to jak- usłyszeliśmy.
Odwróciłam się. Michael szedł z rękoma za plecami.
-P-Pan M-Michael Jackson… -mój przyjaciel zaniemówił.
-Zgadza się. I powiem ci, że naprawdę masz talent.
Max nie mógł wydusić słowa.
-On tak zawsze?- szepnął mi do ucha.
-Raczej nie. Chyba jest w szoku.
Podeszłam do niego i trzepnęłam z liścia w twarz.
-Auć- syknął pod nosem Mike, widząc jak Max obrywa.
-Max! Ogarnij się!
-Nie musiałaś tak mocno bić- rozmasowywał policzek.

-Jeżeli uderzyłam, to znaczy, że musiałam... 

4 komentarze:

  1. Genialne opowiadanie. Naprawdę piszesz ciekawe opowiadania i z miłą chęcią je czytam.
    P.S A poprzednie opowiadanko dokończysz? Tak sie tylko pytam
    Pozdrawiam. Mike

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dokończę. Jeżeli będziecie chcieli to nie ma problemu. Tylko musicie mi dać znać :)

      Usuń
    2. To dokończ ja czekam. I z resztą na pewno wiele osób by chciało przeczytać ciąg dalszy, bo masz talent dziewczyno. Naprawdę masz dar. Więc czekamy,
      Pozdrawiam. MIke

      Usuń
    3. To jutro postaram się coś popisać, jak wrócę z koni. :) miło mi, że jednak podobają wam się moje wypociny :3

      Usuń