czwartek, 5 lutego 2015

Nowy blog

Hej. Założyłam więc nowego bloga co do tych PN. Oto link:
http://only-one-love-in-my-life-is-you.blogspot.com/
Mam nadzieję, że Wam się ta historia spodoba również jak ta tutaj :) 
Pozdrawiam 
~Bunia

środa, 4 lutego 2015

Pytanko

Witam Was. Takie pytanie. Może chcecie, abym założyła nowego bloga z tą historią z PN? Będzie wygodniej i nie będzie mi i Wam się mieszało z opowiadaniem głównym :) Co sądzicie? Dajcie znać ;3 

wtorek, 3 lutego 2015

Przypadkowa Notka nr.7 +Podziękowania za 5k wyświetleń! :D

Witajcie. To aż nieprawdopodobne. Niedawno opublikowałam notkę z okazji 4000 wyświetleń, a teraz jest ich ponad 5000! Wow. Jesteście wspaniali <3 Kocham Was. W takim razie już nie przynudzam, tylko wstawiam PN. Tym razem krótka. Zapraszam do komentowania :)
*********************************************************************************
-Rose, bardzo cię przepraszam za tę całą sytuację. Nie sądziłem, że tak to się potoczy. Jest mi strasznie wstyd.
-Nic się nie stało. To nie twoja wina. Jeżeli ci zależy, to mogę poudawać trochę twoją narzeczoną- posłałam mu kuksańca w bok i puściłam oczko.
-Naprawdę? Mogłabyś?
-Jasne. W sumie co mam do stracenia?
Przytulił mnie.
-Dziękuję.
Posiedzieliśmy do wieczora i rozmawialiśmy sobie spokojnie. Potem Michael zaprowadził mnie do oddzielnego pokoju. Dał jakąś swoją koszulkę i ręcznik, po czym poszłam pod prysznic. Zasnęłam bardzo szybko. Minęły dwa tygodnie. Pewnego ranka wstałam i poszłam obudzić Mika. Wspominał mi, że musi wstać wcześnie, bo ma jakąś konferencję. Zapukałam.
-Proszę.
Weszłam akurat, kiedy zakładał koszulę. Zarumieniłam się.
-Myślałam, że jeszcze śpisz i chciałam cię obudzić…- spuściłam głowę zawstydzona.
-Dziękuję, że pamiętałaś. Zaraz zejdę.
Kiwnęłam głową i zeszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Akurat skończyłam ją parzyć, kiedy zszedł. Ubrany był w czarną kurtkę ze sprzączkami i spodnie do kompletu. Nie wspominając o butach.
-Idziesz tak na konferencję?- zdziwiłam się.
-Tak. Podoba ci się?
-Ten strój jest genialny. To ten z teledysku?
-A owszem. Miło, że zauważyłaś.
-Kawy?
-Ja sobie zrobię, a ty idź się ubierz.
-Ubierz?
-No tak. Przecież nie zostawię cię tutaj. Musisz iść ze mną.
-Mike, no nie wiem.
-Oj proszę- zrobił oczy szczeniaczka.
-Ja kiedyś przez ciebie zginę, wiesz?- zaśmiałam się i pobiegłam na górę. Ubrałam obcisłe jeansy, granatową marynarkę i czarne, zamszowe buty na koturnach. Umalowałam się i zeszłam. Kiedy Michael mnie zobaczył, zaniemówił.
-Wow- wydusił z siebie.
Zarumieniłam się i spuściłam głowę. (Znów). Podszedł do mnie i ujął mój podbródek. Zmusił mnie, żebym na niego spojrzała.
-Wyglądasz pięknie.
Uśmiechnęłam się. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Nagle zadzwonił telefon Michaela.
-Halo?
-…
-Tak, już idziemy.
-Kto to był?
-To Will. Mój szofer. Musimy jechać.
Szybko zapakowaliśmy się do limuzyny i ruszyliśmy z piskiem opon. Dotarliśmy tam na ostatnią chwilę. Usiedliśmy przy długim stole, który znajdował się na podeście. Weszli paparazzi i kamerzyści. Zaczęły się pytania. Pytali głównie o płytę Michaela, jego postępy i czy nie denerwują go plotki na jego temat. W końcu padło:
-Jesteście razem?
Zastygliśmy. Nie mogliśmy powiedzieć, że nie, bo Janet siedziała obok. (Tak, ona też tam była).
-Tak, są razem i to tylko kwestia czasu, aż wezmą ślub i się „rozmnożą”- zaśmiała się siostra Mika.
Spojrzeliśmy na siebie.
-To prawda?- zapytał inny dziennikarz.
-Tak…- powiedział Michael.
Nagle zaczęli rzucać pytaniami na prawo i lewo, a błysk fleszy zaczął nas oślepiać.
-Spokój!- krzyknął ochroniarz.
Cała sala się nagle uspokoiła.
-Może Pan kontynuować, Panie Jackson.
-Dziękuję Tom.
Padło jeszcze kilka pytań i odpowiedzi i pojechaliśmy do domu. Przez resztę dnia nie odezwaliśmy się słowem. Pod wieczór siedziałam na kanapie z kolanami pod brodą i wpatrywałam się w leniwie płonące drewno w kominku.
-Tu jesteś- usłyszałam.
Usiadł obok mnie i założył mi kosmyk włosów za ucho.
-Wszystko dobrze?- zmartwił się.
-Boję się…
-Boisz? Czego?
-Że zepsuję ci reputację w mediach.
Przysunął się do mnie i objął ramieniem.
-Nie ma takiej możliwości. Już i tak nie jestem taki czysty, jakbym chciał. Ty mi możesz ją tylko poprawić.

Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Oparłam głowę o jego ramię i siedzieliśmy razem w ciszy…

poniedziałek, 2 lutego 2015

Zawieszenie!

Tak więc postanowiłam, że przez jakiś czas będę umieszczała tutaj tylko PN. Muszę pozbierać pomysły co do historii głównej. Przepraszam wszystkich, którzy mają mi to za złe. 
~Bunia

Ankieta

Mam do Was takie pytanie. Jest dla mnie ono bardzo istotne. Co wolicie? Opowiadanie One Day In Your Life czy Przypadkowe Notki? Może mam zamknąć opowiadanie, jeżeli Was nudzi? Dajcie mi znać, bo ja piszę tylko dla Was :) 

niedziela, 1 lutego 2015

Przypadkowa Notka nr.6

Piąta część serii PN. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Pisałam ją na ostatnią chwilę. Zapraszam do komentowania ;) 
************************************************************************
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy. Rozejrzałam się i nagle coś obok mnie się poruszyło. To był Mike. Spał słodko. Nie zamierzałam go budzić. Poprawiłam tylko jego loczki i sama zasnęłam. Rano, kiedy on dalej spał, ubrałam jego szlafrok i zeszłam na dół. Zaczęłam robić mu śniadanie. Po jakimś czasie usłyszałam kroki.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
-Co tam robisz?
-Śniadanie.
-Mmmmm. Na pewno będzie pyszne.
-Miejmy nadzieję. Nie mam aż takich zdolności kucharskich.
-Przekonamy się.
Podałam nam grzanki z serem i inne przysmaki i zasiedliśmy do stołu. Kiedy Michael wziął pierwszy gryz, zakrzyknął:
-Wow! To jest genialne! Od dzisiaj u mnie mieszkasz. Będziesz mi robić śniadania, obiady, kolacje, desery, no i oczywiście będziesz mi też pomagała przy tekstach.
-Nie zapędził się Pan, Panie Jackson?
-Ani trochę.
Zaśmiałam się.
-Mówię serio.
Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
-Miesiąc. Zostań u mnie jeden miesiąc. Proszę. Dopóki nie nagram całej płyty.
Zaczęłam się zastanawiać. Wstał z krzesła, ukląkł przede mną, złapał moje dłonie i szepnął:
-Proszę. Błagam.
Westchnęłam.
-No dobrze.
Zaczął skakać po całej jadalni.
-Hura!
-Michael, spokojnie.
Złapał mnie w ramiona i zaczął okręcać w kółko. W końcu zatrzymał się i spojrzał mi głęboko w oczy. Czas się na chwilę zatrzymał. Dotknęłam jego policzka. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Postawił mnie na ziemi i poszedł. Oboje się wcześniej zarumieniliśmy.
-Janet? Co ty tu robisz?
-Ładnie witasz siostrę.
-Cześć, miło cię widzieć.
-Wymuszone to było.
-Marudzisz.
Siedziałam w dalszym ciągu w kuchni i czekałam na to, co się stanie.
-Masz coś do ukrycia, że tak się dziwnie zachowujesz?
-Eeeeee…
Nagle do pomieszczenia weszła jakaś kobieta. Stanęła jak wryta. Po chwili obok mnie pojawił się Mike.
-Janet, to jest Rose. Rose, to Janet. Moja młodsza siostra.
Podeszła do mnie i zaczęła się przypatrywać. Obeszła mnie i stanęła przede mną. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Nareszcie sobie znalazłeś jakąś porządną dziewczynę. Nie to co ta Brook. Nigdy jej nie lubiłam.
-Janet, ale my…
-Oj już się nie tłumacz. Wybaczę ci to, że nic mi nie powiedziałeś.
Jej telefon nagle zaczął dzwonić.
-O, wybaczcie na chwilę.
Wyszła do salonu.
-Rose, wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale poudawaj moją dziewczynę ok? Janet będzie mi potem zawracać tym głowę cały czas, jak jej powiem, że nie jesteśmy razem. Proszę cię.
-No nie wiem Mike…
-Błagam na kolanach.
Ukląkł. Nagle Janet wróciła.
-O Matko! Trafiłam na oświadczyny! No dalej Michael. Nie przeszkadzaj sobie.
Totalnie nas zatkało. No ale co mieliśmy zrobić?
-Rose? Ekhem…- zerknął na Janet, która pokiwała głową- Czy… czy ty… wyjdziesz za mnie?
Spojrzałam na niego. Przepraszał mnie wzrokiem.
-Wyjdę- odrzekłam nieśmiało.
Wstał. Spojrzał na swoją siostrę.
-Pierścionek- szepnęła mu.
-Yyyyy… Tak, jasne. Dajcie mi chwilę.

Pobiegł do salonu. Po ułamku sekundy wrócił do nas. Wziął moją dłoń w swoją. Była ciepła i miła. Oboje byliśmy bardzo zakłopotani. 
-A teraz pocałunek- podpowiedziała nam.
Obróciliśmy się do siebie przodem. Michael pogłaskał mój policzek i lekko się nachylił. Nasze usta się złączyły. Całował bardzo delikatnie i namiętnie. Aż kolana miękły. Usłyszeliśmy ciche: Ooooooo! Po wszystkim spojrzeliśmy na siebie. Janet posiedziała u nas jeszcze chwilę i pojechała do domu. Obiecała, że nic nikomu nie powie o „nas”.
-Rose, bardzo cię przepraszam za tę całą sytuację. Nie sądziłem, że tak to się potoczy. Jest mi strasznie wstyd.
-Nic się nie stało. To nie twoja wina. Jeżeli ci zależy, to mogę poudawać trochę twoją narzeczoną- posłałam mu kuksańca w bok i puściłam oczko.
-Naprawdę? Mogłabyś?
-Jasne. W sumie co mam do stracenia?
Przytulił mnie.
-Dziękuję. 

Przypadkowa Notka nr.5

Oto piąta część serii PN. Zapraszam do komentowania :)
*********************************************************************************

Michael i ja poszliśmy pod dom. Stanęłam przed drzwiami…
-Dziękuję za miły dzień- uśmiechnęłam się.
-To ja dziękuję. Posłuchaj… A może dałabyś się namówić jutro na poranną kawę? Musisz mi pomóc z dalszym ciągiem tekstu.
-Ale to kosztuje- uśmiechnęłam się chytrze. (Oczywiście żartowałam).
-Dwadzieścia tysięcy wystarczy?
-Co? Nie ja…
-Trzydzieści tysięcy.
-Michael…
-Ostro grasz. No dobra. Czterdzieści.
Położyłam mu palec na ustach.
-Ja nie chcę pieniędzy.
-Ale mówiłaś…
-To był sarkazm.
-Aaaaaaaa- chyba załapał.
-Brawo mistrzu.
-A co do tego jutra, to…?
Umówiliśmy się na dziewiątą w kawiarni. Dał mi jeszcze swój numer telefonu i
położyłam się spać. Zanim zasnęłam dostałam SMSa:



„Dobranoc i dziękuję za dzisiaj.

                                      Michael
J


Uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Rano, kiedy wstałam, była już ósma.
Szybko się wyszykowałam i ruszyłam na spotkanie z nim. Czekał już tam i przeglądał kartki. Podeszłam do niego od tyłu i zasłoniłam mu oczy.
-Zgadnij kto to.
-Hm. Może moja nieoceniona korektorka tekstów?
-Strzał w dyszkę.
Kiedy usiadłam, wyciągnął w moją stronę jakąś kopertę.
-Co to?
-Sama zobacz.
Otworzyłam ją nieśmiało. W środku znajdowała się niezliczona ilość pieniędzy.
-Co to jest?
-Dwadzieścia tysięcy.
Zamknęłam ją i oddałam mu.
-Nie przyjmę tego.
-Niby dlaczego?
-Bo nie. Pomagam ci z dobrego serca i własnej chęci, a nie dla kasy.
-Mam potem wyrzuty sumienia. Proszę, weź je.
-Nie. Nie zgadzam się.
Zrobił minę pieska.
-Na mnie to nie działa.
W końcu się poddał.
-No niech ci będzie. A jaką kawę Pani sobie życzy?
-Espresso poproszę.
-Już się robi.
Kiedy Mike poszedł mi po picie, zaczęłam przeglądać jego teksty. Były bardzo dobre, ba! Nawet świetne wręcz. Nie rozumiałam, dlaczego potrzebował mojej pomocy.
-I jak?
-Posłuchaj. One są genialne. Nie potrzebują żadnej korekty.
-Nie mów tak. Są straszne. Nie do rytmu, nierówno i tekst taki jakiś niespójny.
Wywróciłam oczami i zaczęłam czytać wszystko kawałek po kawałku. Czasami nawet poprosiłam Michaela, żeby mi coś zanucił. Po trzeciej kawie, połowa była skończona. Zaczął padać deszcz, a my siedzieliśmy na dworze. Szybko zebraliśmy kartki i pobiegliśmy do auta Michaela. Miałam zamiar tam tylko posiedzieć.
-Jesteś cała mokra. Jedziemy do mnie. Dam ci coś do przebrania.
Zaskoczył mnie. Ale nie miałam ochoty się z nim kłócić. Weszliśmy do jego domu i zaprowadził mnie do łazienki. Dał ręcznik i swoją koszulę. Spojrzałam na niego wymownie.
-Nic innego nie mam.
Podeszłam i pocałowałam go lekko w policzek.
-Dziękuję- szepnęłam.
-Nie ma za co- uśmiechnął się- Poczekam na dole.
Zostawił mnie samą. Łazienka była wielka. Wanna miała hydromasaż i spokojnie pomieściłaby ze cztery osoby. Szybko się przebrałam i poszłam do gospodarza domu. Miał na sobie dresy, podkoszulek i czarny szlafrok. Usiadłam obok.
-Lepiej?- zapytał.
-Tak. O wiele.
-Cieszę się.

Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziłam się w środku nocy. Rozejrzałam się i nagle coś obok mnie się poruszyło. To był Mike. Spał słodko. Nie zamierzałam go budzić. Poprawiłam tylko jego loczki i sama zasnęłam…

sobota, 31 stycznia 2015

Przypadkowa Notka nr. 4

Notka namber cztery. Ta mi się w ogóle nie udała. Masakra jakaś. Mimo tego... Zapraszam do czytania i komentowania. 
**************************************************


-Weźmiesz go na plac, żeby się trochę pobawił?- zapytał mnie Tito. 
-Znów? Był wczoraj- nie ukrywałem, że nie przepadałem za zabieraniem go tam. 
-Proszę. 
Spojrzałem na niego. Mój starszy brat złożył ręce, jak do modlitwy i czekał na moją decyzję. 
-Eh. No dobra. 
-Dzięki Mike. Jesteś wielki. 
Wziąłem TJ'a na plac zabaw. Kiedy usiadłem na ławce, zobaczyłem, że poszedł się bawić z jakaś dziewczynką. Mały podrywacz. Dostrzegłem, że kurteczka spadała mu z ramion, więc podszedłem do niego, kucnąłem i zacząłem mu ją poprawiać. Niestety coś z zamkiem się zacięło. 
-Pomóc?- usłyszałem nad głową. Spojrzałem tam i ujrzałem najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Uśmiechała się czarująco. Kucnęła obok mnie i zaczęła kombinować coś przy zamku. Potem wstaliśmy na równe nogi. 
-Dziękuję- powiedziałem. 
-To drobiazg. Widzę, że nasi podopieczni się polubili. 
-Owszem. To pani siostra? 
-Tak. Lilly zawsze wolała grać w piłkę niż bawić się lalkami. Ma to chyba po mnie. A to pana braciszek? 
-Nie. To mój bratanek. A tak poza tym to jestem Michael. Michael Jackson. 
-Rose Parker. 
-Miło mi poznać. 
-I wzajemnie. 
-Usiądźmy. 
Zajęliśmy miejsce na ławce i zaczęliśmy gawędzić. 
-Czyli jesteś piosenkarzem? 
-Powiedzmy. Nie jestem aż tak sławny. Ale staram się jak mogę. A ty czym się zajmujesz? 
-Ja studiuję na Akademii Malarskiej. Wiem, że to nie jest dobry zawód ale robię to co kocham. 
-O to chodzi. Ja tak samo. Mógłbym pójść na mechanika, konstruktora, nauczyciela albo informatyka ale to nie jest to, co sprawia mi radość. 
Spojrzałem na zegarek. Była prawie dwudziesta.
-Trzeba by się zbierać- odrzekłem.
-Racja. Miło mi się z tobą rozmawiało. 
-Mi z tobą również. 
-Może się jeszcze spotkamy. 
-Mam nadzieję. To cześć. 
-Cześć...
Wbiegłem do domu cały w skowronkach. 
-A tobie co się stało?- zapytał mnie brat. 
-A nic. Będę zabierał TJ'a na plac, kiedy będziesz chciał. Tylko daj znać. Mogę nawet jutro. 
Patrzył na mnie zszokowany. Poszedłem pod prysznic i położyłem się spać. Następnego dnia również zabrałem bratanka do piaskownicy. Rose już tam siedziała. 
-Cześć. 
-O hej. 
-Mogę się dosiąść? 
-Jasne. Do tej pory strasznie się nudziłam. Miła odmiana. 
Uśmiechnąłem się. 
-Jesteś tutaj codziennie?
-Owszem. Mamy z Lilly taki mały układ. Ja zabieram ją codziennie do parku, a ona nie podbiera mi rzeczy i nie wchodzi do pokoju. Proste. 
-I pomysłowe. 
-Owszem. 
Niedługo miał być sylwester. A gdyby tak...
-Może wpadniesz do nas na sylwestra?- uprzedziła mnie. 
-Z TJ'em? 
-Jasne. 
-Z miła chęcią. O której mam być?
-Myślę, że koło dwudziestej drugiej wystarczy. 
-Zgoda. 
Pogadaliśmy jeszcze i wróciliśmy do domu. Nadszedł ten dzień. 31 grudnia. Zakładałem koszulę i krawat. TJ siedział grzecznie i oglądał bajkę. 
-No maluchu. Idziemy dzisiaj do Rose. Proszę. Zachowuj się. Byle jak ale się zachowuj- puściłem mu oczko. Podjechałem pod wskazany adres i zapukałem. Otworzyła mi Rose. Miała na sobie sweter i jeansy. Ja czarne rurki i koszule z czarnym krawatem. 
-Wreszcie jesteście. Wchodźcie. 
Weszliśmy i TJ od razu poszedł bawić się z Lilly. Miałem dla Rose super drogiego szampana. Kiedy zamknęła drzwi, wyjąłem go zza pleców. 
-O matko. Michael, nie musiałeś. 
-To prawda. Ale sylwester powinien być udany. 
-Co racja to racja. Chodź do salonu. 
W pokoju stała kanapa, a przed nią palił się kominek z powieszonym nad nim telewizorem. 
-Chcesz coś do picia? 
-Nie dziękuje. 
W końcu Rose wyszła z kuchni i dołączyła do mnie. 
-Przepraszam, że zapytam ale... Gdzie są wasi rodzice? 
-Opiekuje się nami tylko mama. Musiała zostać dzisiaj w pracy. Ma nocny dyżur w szpitalu. 
-Przykro mi. 
-E tam. Ty mi to rekompensujesz. 
Uśmiechnąłem się szeroko. 
-Michael?
-Tak?
-Czy ty masz kreski? 
-Owszem. Nie podobają ci się?
-Są genialne! Ja nawet nie umiem takich zrobić. Może ty jesteś makijażystą, co? 
-Nic mi o tym nie wiadomo. 
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy sobie przez jakiś czas. 
-Michael. Za dziesięć dwunasta. Może przyszykuje kieliszki. 
-Pomogę ci. 
Poszliśmy do kuchni. Nagle zadzwonił jej telefon. 
-Halo? Co? Tak. Już lecę. 
Rozłączyła się. 
-Michael przepraszam. Muszę jechać do szpitala. 
-Pojadę z tobą. 
Wzięliśmy dzieciaki i wsiedliśmy do auta. Kiedy byliśmy juz w szpitalu, Rose wbiegła do jakiegoś pokoju i wyszła z niego w fartuchu. Poszedłem za nią i zobaczyłem... Jakieś małe dziecko.  Reanimowali je. Po chwili zrezygnowali i zaczęli wychodzić z sali. Nie wytrzymałem. Ze łzami w oczach Wbiegłem tam, zamknąłem drzwi i zacząłem je reanimować na własną rękę. Nagle podeszła do mnie Rose. Nie zdążyła jeszcze wyjść razem z matką. 
-Michael, co robisz?!
-Nie dam mu tak odejść! Dawaj mały! Żyj! No dalej! Rose, daj mi defibrylator! Strzelam! Uwaga! 
Nagle jego serce zaczęło pracować. Odpadłem na ziemię cieżko oddychając. 
-Nieźle mały. Chodź ze mną- powiedziała jej mama. 
Zabrała mnie do pokoju dla lekarzy i dała wody. 
-Skąd wiedziałeś co zrobić?
-Mam zrobiony kurs pierwszej pomocy. Taki bardziej zaawansowany. 
-Eh. No dobrze. Rose, możecie juz wracać. Damy sobie radę. 
Przebrała się i wróciliśmy. 
-To było bardzo głupie z twojej strony. 
Spuściłem głowę. 
-Wiem... Ale mi się udało. 
-Niby racja. Zepsułam ci sylwestra. Przepraszam. 
-To nic. Szampan nie zniknął. 
Uśmiechnęła się do mnie. Kiedy wróciliśmy, dzieciaki poszły spać, a my usiedliśmy w salonie na kanapie z rozpalonym kominkiem i szampanem. 
-Za udany rok- wzniosła toast. 
-Za udany rok- zawtórowałem jej. 
Zanim się obejrzałem, było już rano. Leżałem na kanapie opatulony kocem. Wyczułem z kuchni miły zapach. Wstałem i poszedłem za nim. 
-Dzień dobry- uśmiechnęła się. 
-Dzień dobry. Co tam pichcisz?
-Jajecznicę z bekonem. 
-Pomóc ci? 
-Nie musisz. Siadaj. Zaraz skończę. 
Zająłem miejsce przy stole. 
-Dzieciaki jeszcze śpią? 
-Tak. Aniołeczki zasnęły i dalej śpią. 
-Śpiochy małe. 
Rose podała mi śniadanie i usiadła naprzeciwko. 
-Smacznego. 
-Wzajemnie- posłałem jej uśmiech. 
Po jakimś czasie usłyszałem TJ'a. 
-Obudził się. Zaraz wrócę. 
Wziąłem mojego bratanka na ręce i zszedłem z nim na dół. Rose podeszła i wzięła go ode mnie. 
-A kto to się obudził? Jesteś głodny?
-On zawsze jest- zaśmiałem się.  
Trzepnęła mnie żartobliwie w brzuch. Oczywiście zrobiła to delikatnie. 
-Co on lubi jeść?
-Rożnie. Najczęściej jada owoce. 
-Zaraz coś znajdziemy. 
Oparłem się o blat i obserwowałem ją.  Zafascynowało mnie jej podejście do dzieci...

Dobre wieści

Postanowiłam, że co sobotę będę umieszczać Przypadkową Notkę. Co do opowiadania... Sama nwm. Niedługo może coś wrzucę. Podoba Wam się taki układ? :) dajcie znać 

Przypadkowa notka nr.3

Następny fragment mojej innej historii. To w sumie taki zarys końca opowiadania. Dajcie znać czy Wam się podobało, czy wyszło do bani (jak moim zdaniem). Więc zapraszam. 
**************************************************
[...] Musiałam się z nim zobaczyć. Nie mogłam tak wyjechać bez pożegnania. 
-Rose? Chciałaś mnie widzieć?
-Tak. Chodź. 
Stanęliśmy przed wejściem do pociągu. Złapałam jego dłonie w swoje i spojrzałam mu w oczy. 
-Wyjeżdżam...
-To wiem. Jedziesz do cioci na tydzień. 
-Nie Mike. Ja... Wyjeżdżam na zawsze...
-Co...? Jak to...? Dokąd...?
-Do Kanady... 
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić przed czasem...
Spojrzałam w ziemię. Ujął mój podbródek i zmusił, żebym na niego spojrzała. 
-Nie wyjeżdżaj...
-Muszę. 
-Nie wytrzymam bez ciebie...
-Nie mów tak Michael. Dasz sobie radę. 
-Powiedz, że mnie nie kochasz, to dam ci spokój. 
Nie mogłam... Kochałam go najbardziej na świecie. Zbliżył się i delikatnie mnie pocałował. Z oczu pociekły mi łzy. Złapałam kurczowo jego koszulę. Płakaliśmy oboje. 
-Prosze... Zostań... Nie zostawiaj mnie...
-Daj mi odejść. Tak będzie najlepiej...
-Nie opuszczaj mnie... Proszę... 
-Nie opuszczę... Zawsze będę tutaj- dotknęłam jego serca- Z każdym uderzeniem bedziesz czuł moją obecność... I to jak bardzo cię kocham... Żegnaj Michaelu Josephie Jacksonie... Byłeś najlepszym, co mnie spotkało...
Wzięłam walizkę do ręki i wsiadłam do pociągu. Zaczęłam płakać coraz mocniej. Skulilam się na siedzeniu. 
-Wszystko sie ułoży... Zobaczysz- szepneła mama i pogłaskała mnie po głowie. W zaparowanej szybie mignęła mi ostatni raz jego sylwetka. Ja wyjechałam, moja miłość została...

[END]

piątek, 30 stycznia 2015

Przypadkowa notka nr.2

Oto fragment innego opowiadania. Nadrabiam teraz, bo tak jak mówiłam w tamtej notce, zawieszam bloga. Za jakiś tydzień może dam wam znać, co dalej. A na razie Enjoy :)

*********************************************************************
-Rose, bierzesz dzisiaj Damona?
-Damona? Liz, proszę cię. Wiesz, że jeżdżę tylko na Castielu.
-Ty i ten twój arab. No dobrze, ale weź dzisiaj kowbojskie siodło, okej?
-Niech ci będzie.
Dobra. Może od początku. Na imię mam Rose, nazwisko Morgan. Wiek? Dwadzieścia lat. W związku? Nie. Faceci mnie odrzucają. No, może nie wszyscy. Ja i moja przyjaciółka Liz uwielbiamy Brad’a Pitt’a. Hobby? Jeździectwo. Mój tata jest producentem muzycznym, więc mamy pieniądze. W stajni mam swojego konia. Castiela. Jest to czarny koń Arabski.
-Rose. Mogę cię prosić?- mój zaprzyjaźniony instruktor.
-Słucham Pana.
-Chyba wiesz, że stajnia ma problemy finansowe, prawda?
-Wiem.
-Jutro przyjdzie pewien człowiek. Obejrzy ją i może zechce nam pomóc. Oprowadzisz go, dobrze?
-Dobrze.
-Okej. To miłej jazdy.
-Dziękuję.
Po trzygodzinnej jeździe wróciłam do domu.
-Jak było?- zapytał mnie tata.
-Świetnie. Castiel jest coraz silniejszy.
Położyłam się do łóżka i zasnęłam. Następnego dnia koło trzynastej, czyściłam Castiela. Wtedy usłyszałam:
-Śliczny koń.
Odwróciłam się i zobaczyłam młodego, ciemnoskórego mężczyznę z kręconymi włosami w kolorze nocy.
-Dziękuję.
-Ma jakieś imię?
-Castiel. A pan to…?
-Michael Jackson. Przyszedłem obejrzeć stajnię.
-A, to pana miałam oprowadzić.
-Żaden pan. Po prostu Michael- uśmiechnął się słodko.
-Dobrze, więc to ciebie miałam oprowadzić.
-Na to wygląda.
Wyszłam z boksu Castiela i zaczęłam chodzić z Michaelem po ośrodku.
-Tu jest hala, gdzie jeździmy w czasie złej pogody.
Poszliśmy na dwór.
-Tu jest padok, a tam dalej trzymamy siano. Z drugiej strony mamy parkour.
-Hm. Bardzo tu fajnie. A macie tor wyścigowy?
-Jest z drugiej strony ulicy.
-To zrobimy tak: jeżeli ze mną wygrasz, to dofinansuję utrzymanie stajni, zgoda?
-Zgoda. Ile okrążeni?
-Cztery. Spotkamy się przy starcie.
Wzięłam Castiela, osiodłałam go, ubrałam toczek i poszłam w umówione miejsce. Michael już tam czekał na Zeusie.
-Gotowa?
Wsiadłam.
-Jeszcze jak.
-Trzy, dwa, jeden… START!
Polecieliśmy cwałem. Michael był na początku na prowadzeniu, ale pod koniec trzeciego okrążenia przegoniłam go.
-No ładnie. Gratuluję- podał mi rękę.
-To co? Rozumiem, że…
-Tak. Będę dofinansowywał stajnię. Czyli będziemy się widywali częściej- puścił mi oczko.
-Najwyraźniej.
Nagle Castiel popchnął mnie lekko bokiem i wpadłam na Mika.
-Ostrożnie księżniczko- złapał mnie i założył kosmyk włosów za ucho. Mimowolnie się zarumieniłam. Stanęłam prosto.
-To co? Widzimy się…
-Jutro- dokończył.
-Jutro?
-Tak. Przyjadę podpisać papiery. Takie tam duperele. A właśnie. Nie zapytałem, jak masz na imię.
-Rose.
-Więc miło im poznać.
Uśmiechnęłam się i odprowadziliśmy konie do boksów. Wróciłam do domu. Następnego dnia szkoła. Spakowałam książki i położyłam się spać. Jutro nasz przyjaciel (mój i Liz) Max, miał występ. Jaki? Męskich zespołów Acapella. Sami musieli być instrumentami. Oglądaliście „Pitch Perfect”? No właśnie. Rano, kiedy otworzyłam oczy, troszeczkę zbladłam. Była za piętnaście ósma. Szybko się ubrałam, umalowałam i wybiegłam.
-Max, dasz radę- mówiła mu Liz.
-No nie wiem. A jak zapomnę kroków? Albo pomylę tonację?
Dała mu z liścia w policzek.
-Nie mów tak. Dasz radę i koniec.
-Podobno ma być na widowni  jakiś muzyk.
-Oj tam. Spodoba mu się.
Zaczęła lecieć muzyka. Max wbiegł na scenę, a ja i Liz zajęłyśmy miejsca dla widzów.
-Nieźle im idzie, nieprawdaż?- usłyszałam męski głos nad swoim uchem. Odwróciłam się do tyłu.
-Michael? Co ty tu robisz.
-Wasza szkoła mnie zaprosiła.
-Czekaj, czekaj. Ty jesteś tym muzykiem?
-Zgadza się. Jestem zachwycony tym występem.
-Heh. A Max tak się bał, że ci się nie spodoba.
-Niepotrzebnie. Ja nie gryzę. Nie ma się czego obawiać- uśmiechnął się.
-Miejmy nadzieję.
-A właśnie, Rose. Czy nie poszłabyś ze mną do kina w sobotę?
-Jasne. Z miłą chęcią.
Przez resztę pokazu nic nie mówiliśmy. Czasem tylko zerkałam na Mika, a on na mnie i posyłaliśmy sobie uśmiechy. Co, jak co, ale jego był zniewalający. Po wszystkim, ja i Liz poszłyśmy za kulisy do Maxa.
-Było świetnie!- krzyknęła Liz i rzuciła się Maxowi na szyję. Odsunęli się od siebie i zarumienili.
-Tylko mam nadzieję, że temu muzykowi się podobało.
-I to jak- usłyszeliśmy.
Odwróciłam się. Michael szedł z rękoma za plecami.
-P-Pan M-Michael Jackson… -mój przyjaciel zaniemówił.
-Zgadza się. I powiem ci, że naprawdę masz talent.
Max nie mógł wydusić słowa.
-On tak zawsze?- szepnął mi do ucha.
-Raczej nie. Chyba jest w szoku.
Podeszłam do niego i trzepnęłam z liścia w twarz.
-Auć- syknął pod nosem Mike, widząc jak Max obrywa.
-Max! Ogarnij się!
-Nie musiałaś tak mocno bić- rozmasowywał policzek.

-Jeżeli uderzyłam, to znaczy, że musiałam... 

Przepraszam :(

W najbliższym czasie na blogu nie pojawi się notka dotycząca opowiadania. Może wrzucę jakiś fragment innej historii. Ale chwilowo blog zostaje zawieszony do odwołania. Przepraszam Was, ale mam sporego doła i nie umiem nawet porządnie złożyć zdania. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. 

czwartek, 29 stycznia 2015

Yolo!

Więc zauważyłam, że mój ostatni fragment niektórym się spodobał. Może więcej osób chce, żebym wrzucała czasami takie urywki z innych moich opowiadań? Pomyślcie i dajcie mi znać w komentarzach ;)
~Bunia

środa, 28 stycznia 2015

Notka specjalna! Z okazji 4k odwiedzin :)

Miałam zrobić notkę specjalną. Tak więc opowiem najpierw trochę o sobie.

-Mam na imię Ola. (możecie w komentarzach mówić mi po imieniu)
-Lubię zwierzęta
-Mam 15 lat (rocznikowo, bo ur. 08.04.)
-Jeżdżę konno
-Mam ukochanego kotka Bunię <3
-Mam 2 psy i jeszcze jednego kota u taty
-Moi rodzice się jakiś czas temu rozwiedli
-Rok 2014 uważam za najgorszy
-Boję się mojej chemiczki XD
-Lubię też ostrą muzykę
-Piszę opowiadania od kilku lat

No i w sumie chyba tyle mogę o sobie powiedzieć. Jeżeli mielibyście jakieś pytania, to śmiało. A teraz fragment innego opowiadania. Króciutki, ale jest. No to Enjoy ;D

*********************************************************************************

Błądziłam po parku szukając wyciszenia. Było lato, więc słońce prażyło okropnie. Stanęłam nad jeziorkiem i ścisnęłam w dłoni bransoletkę, która przywoływała tyle wspomnień. W większości tych złych... Mój chłopak Jason dał mi ją w prezencie, ale potem się zmienił... I to bardzo... Zostawiłam go i wyjechałam z rodzicami do innego miasta. Wrzuciłam ją do jeziorka, wyprawiając taflę wody w ruch. Delikatnie zamigotała i ucichła. Usiadłam na trawie, wpatrując się w drugi brzeg. Nagle usłyszałam:
-Pięknie, nieprawdaż?
Odwróciłam się i ujrzałam cholernie przystojnego mężczyznę z długimi, kręconymi, czarnymi jak noc włosami. 
-Owszem- odrzekłam. 
-Mogę się dosiąść?
-Oczywiście. 
Usiadł obok. 
-Co pan tu robi?
Zaczął się rozglądać. 
-Pan? Tu nikogo nie ma. 
Zaśmiałam się. Wyciągnął dłoń. 
-Michael. 
-Rose. 
-No to teraz jesteśmy na "ty". Wszyscy "panowie" sobie poszli- mrugnął do mnie. 
-To w takim razie co tu robisz?
-A wiesz... Czasami muszę odpocząć, przemyśleć parę spraw... Jak to w życiu. 
-Doskonale cię rozumiem. 
-Naprawdę? A ciebie co tu sprowadza?
-Zawód miłosny. Myślałam że nam się uda... Ale on się zmienił. 
-Na gorsze, mam rozumieć? 
-Niestety tak... A ty masz jakiś powód?
-Czy powód? Nie. Tak bym tego nie nazwał. Przyszedłem pomyśleć nad nowa piosenka. 
-Piszesz coś? 
-Owszem. Jestem nawet piosenkarzem. 
-Naprawdę? 
-Tak. Mam chwilowa zaporę. Nie mogę nic wymyślić. 
-Masz przy sobie tekst?
Wyjął parę kartek z torby i dał mi do ręki. 
-Zaśpiewasz mi to? 
Zawahał się przez chwile, po czym zaczął. 

I'm gonna make a change
For once in my life...

Kiedy skończył, obudziłam się. 
-I jak? 
-Świetnie. Tylko... Tu spróbuj troszkę wyżej, a tutaj dodałabym chór. 
Podrapał się po brodzie. Zanucił kawałek. 
-Masz racje- odrzekł- Dziękuje. 
Uśmiechnęliśmy się do siebie. 
-Może masz ochotę na kawę lub herbatę?- zapytał mnie. 
-A wiesz... Z miła chęcią. 
Pomógł mi wstać i skierowaliśmy się do kafejki. 
-Wow. Liczna rodzina- odrzekłam, kiedy wyliczył mi całe swoje rodzeństwo. 
-I to jak. Zawsze było sporo zabawy ale i kłótni. 
-Domyślam się. 
-A ty masz rodzeństwo? 
-Nie. Jestem sama jedna. 
-Oczko w głowie rodziców?
-Dokładnie. 
-Nie chciałabyś mieć siostry lub brata? 
Wzruszyłam ramionami. 
-Teraz to bez znaczenia. I tak nie będzie w moim wieku wiec z komunikacja będzie problem. Może dawniej... A ty lubisz dzieci? 
-Uwielbiam. Takie małe szkraby- rozmarzył się- chciałbym kiedyś mieć taką małą gromadkę. Dzieci to piękna sprawa. Wdają się w któreś z rodziców, potem mają swoje pasje, zainteresowania, zaczyna się szkoła, pomoc w nauce, potem liceum, matura, studia... Wspaniała rzecz. 
-A w końcu dbają o ciebie, kiedy jesteś stary- dodałam. 
-Widzę, że łapiesz o co mi chodzi- uśmiechnął się- A ty chcesz mieć kiedyś dzieci? 
-Chyba tak. Jeżeli znajdzie się ktoś wyjątkowy... 
-Na pewno znajdzie- dotknął mojej dłoni. 
Posłałam mu uśmiech. 
-Mam nadzieję. Pewnie twoja dziewczyna jest z dumna, że ma takiego chłopaka. 
-Nie mam dziewczyny. 
-Żartujesz. 
-Nie. Nie mam szczęścia w tych sprawach. 
-Nie wierzę, że taki przystojniak jak ty, nie ma dziewczyny- powiedziałam, zanim ugryzłam się w język. 
-Niestety. Nie spotkałem jeszcze takiej, która odwzajemniła by moje uczucia. Za to ja nie mogę zrozumieć, jak chłopak mógł zostawić kogoś tak wyjątkowego. 
-Najwyraźniej mógł. 
-Musiał być ślepy. 
-Może to ja byłam ślepa, że myślałam, że nam się uda.
Spuściłam głowę. Ujął mój podbródek i spojrzał w oczy. 
-Nie mów tak. Byłaś zakochana. Tego nic nie usprawiedliwia. Albo to czujesz, albo nie. 
Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. 
-Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało, ale powinnam już iść. Muszę jeszcze się uszykować do szkoły.
-Odprowadzę cię.

Michael i ja poszliśmy pod dom. Stanęłam przed drzwiami…

Kiciuch

Pozdrowienia od mojego kociaka ;) nową notkę bede pisac może max miesiąc. :3 do następnego razu i dobranoc :*