-W wieku pięciu lat straciłam mamę. Zaczęłam się ciąć w wieku siedemnastu. Miałam z tym spore problemy. Popadłam w depresję. Mój były chłopak chciał namówić mnie na ćpanie. Kiedy odmówiłam, rozebrał mnie i... Po tym zdarzeniu nie byłam taka sama. Zamknęłam się w sobie. Nawet tata nie mógł mi pomóc.
Odsłoniłam swoje lewe przedramię. Michael złapał je delikatnie i niepewnie. Spojrzał mi w oczy i lekko pociągnął skrawek bandaża.
-Mogę?
Kiwnęłam głową. Michael zaczął mi go rozwiązywać. Kiedy skończył, spojrzał znów na mnie.
-One są kilkudniowe- odrzekł zszokowany.
-Tak. Ostatni raz pocięłam się w dzień, kiedy się poznaliśmy.
-Gdybym wiedział...
-To byś nie chciał się ze mną zadawać...
-Co? Nie. To pomógł bym ci.
Spojrzałam w te jego intensywne oczy.
-Dziękuję. Jesteś kochany.
Przytuliłam go. Wróciliśmy do domu. Usiedliśmy u mnie na dywanie i graliśmy w prawdę i wyzwanie.
-Rose, masz jakiś kolczyk?
Podwinęłam koszulkę. Miałam kolczyk w pępku.
-Kiedy go sobie zrobiłaś?
-Jak miałam szesnaście lat. Okej teraz ja. Dlaczego robisz sobie kreski?
-Podkreślam sobie oczy. Nie podobają ci się?
-Muszę przyznać, że tobie akurat pasują. Podobają mi się.
Uśmiechnął się.
-Teraz ja. Dlaczego tak zareagowałaś, kiedy wszedłem cię posłuchać wtedy w studiu?
-Nie chciałam się przed nikim wtedy otwierać. Byłam samotnikiem i dopóki cię nie poznałam myślałam, że to się nie zmieni. Mam u ciebie dług.
-Ty się mną zaopiekowałaś. Jesteśmy kwita.
Zaczęłam ziewać.
-Komuś chce się spać.
-Wcale nie.
Poczułam, jak Michael bierze mnie na ręce i kładzie na łóżko.
-Dobranoc księżniczko.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Następnego dnia, tata powiedział:
-Rose, kojarzysz wujka Louisa?
-No jasne. Kuzynkę Amandę też.
-Kupili mieszkanie i poprosili nas o pomoc.
-Nie ma sprawy. Zaraz po śniadaniu zbierzemy się i możemy jechać.
Kiedy wszystkie kanapki zniknęły ze stołu, ubrałam jeansowe ogrodniczki i białą koszulkę oraz czarne trampki. Mike miał na sobie spodnie robocze mojego taty. Na szczęście miał dwie pary.
-Zagipsujcie tu, a my pójdziemy na balkon montować zabezpieczenia.
-Okej.
Wzięłam szpachelkę i zaczęłam gipsować. Po jakimś czasie Spojrzeliśmy na siebie z Michaelem. Byliśmy cali brudni.
-Do twarzy ci- zaśmiałam się.
Nabrał na palec gipsu i nałożył mi go na nos.
-O ty! Tak chcesz się bawić?
Rzucaliśmy się pędzlami, farbami i innymi rzeczami, które mieliśmy pod ręką. W końcu założyłam Michaelowi wiadro na głowę, kończąc wojnę.
-Wygrałam!
-Tak pogrywasz z Królem Popu?
-Biedy Król przegrał. Nie płacz z tego powodu.
-Zobaczysz, jeszcze pożałujesz.
-Już się boję.
Podszedł do mnie i zaczął łaskotać.
-Michael, błagam! Przestań!- powiedziałam przez łzy.
Upadliśmy na ziemię. Oczywiście spadłam na niego. Delikatnie stykaliśmy się nosami. Patrzyłam głęboko w jego oczy. Pogłaskał mnie po policzku. Nagle weszła Amanda. Miała dwadzieścia lat, ale zachowywała się, jakby miała piętnaście.
-Ekhem! Przepraszam! Ja tu haruję jak wół, a wy co?
Zarumieniłam się i wstałam z Michaela. Zrobiliśmy sobie przerwę na kawę. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Amanda usiadła obok niego i zaczęła go podrywać.
-Więc tańczysz, tak?
-Owszem.
-Musisz mieć wyrzeźbione mięśnie.
Parsknęłam śmiechem. Amanda spojrzała na mnie, a ja spoważniałam. Widać było, że Michaela również to rozbawiło, bo chichotał cicho.
-Amanda!- zawołał wujek- Pomożesz nam?!
-Eh. Już idę!
Kiedy odeszła od stolika, oboje się zaśmialiśmy.
-Chyba jej się podobasz.
-Tak, tylko że... Ja nic do niej nie czuję.
-Podoba ci się Diana Ross, prawda?
-Diana? Nieee. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Serce oddałem komuś innemu.
Uśmiechnął się do mnie.
-A czy twój ojciec nie bije wcale twoich braci?
-Czasami. Jednak ja byłem tym najzdolniejszym i ode mnie wymagał najwięcej. Czasami nawet w nocy zrzucał mnie z łóżka.
-Współczuję ci.
Zwinęliśmy się wcześniej do domu z Michaelem.
-Pójdę wziąć prysznic- powiedziałam.
-To ja zrobię kolację.
-Okej. Zaraz wrócę.
Kiedy wyszłam w szlafroku, Michael zrobił wielkie oczy.
-No co? Nigdy nie widziałeś kobiety w szlafroku?
-Znaczy... Ja... Tego... Pójdę pod prysznic może...
-Poczekam na ciebie w kuchni.
Kiedy weszłam, zobaczyłam świece i piękna zastawę. Wszędzie leżały płatki róż. W końcu zszedł Michael w koszuli i spodniach jeansowych.
-Podoba ci się?
-Jest pięknie. Pójdę się przebrać.
Wbiegłam na górę i ubrałam sukienkę. Zeszłam potem do kuchni. Michael zaniemówił, kiedy mnie zobaczył.
-Ślicznie wyglądasz- odrzekł w końcu.
-Dziękuję.
Kiedy usiedliśmy, zapytałam:
-Po co to wszystko?
-Chciałem zrobić ci niespodziankę.
Nalał nam wina i zaczęliśmy rozmawiać. Po tym wszystkim, odprowadził mnie do pokoju.
-Dziękuję za miły wieczór.
-Nie ma za co. Musimy to kiedyś powtórzyć.
Uśmiechnęłam się, stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek.
-Dobranoc.
-Dobranoc księżniczko.
Następnego dnia szliśmy sobie wieczorem po parku. Nagle zza rogu wyszła grupka mężczyzn.
-Ej, szefie. Mamy tu zakochaną parę.
-Nie szukamy kłopotów- powiedział Michael.
Jeden z nich złapał mnie za ramię, a drugi walnął Michaela w twarz i pierś. Nagle Michael uderzył jednego faceta pięścią w twarz, potem drugiego, złapał mnie za rękę i zaczął biec. Uciekliśmy do domu, gubiąc ich po drodze.
-Wszystko w porządku?- zapytał mnie Michael.
-Boli mnie ramię.
-Usiądź na kanapie. Zaraz cię obejrzę.
Mike wrócił z apteczką i klęknął przede mną.
-Zdejmij koszulkę.
Spojrzałam na niego i uniosłam brew.
-Przecież jesteś w staniku, prawda?
-No niby tak.
-No właśnie. Zdejmij koszulkę. Muszę cię obejrzeć.
Zaczęłam podwijać ją powoli od dołu.
-Pomogę ci.
Kiedy zdjęłam ją, Michael zobaczył siniaka na ramieniu. Obejrzał go i powiedział:
-Nie jest tak źle. Będzie cię trochę bolał, ale nie potrzebujesz bandaża ani nic.
-Teraz ty siadaj.
-To nic takiego. Nic mi nie jest.
-Michael, uderzyli cię w pierś i na dodatek masz rozcięty policzek. Siadaj i nie dyskutuj.
Usiadł posłusznie na kanapie i ściągnął koszulę, a ja zajęłam miejsce na jego kolanach, żeby było mi łatwiej obejrzeć ranę na jego twarzy. Delikatnie przemyłam ją spirytusem i założyłam plaster. Potem spojrzałam na jego klatkę piersiową. Miał wielkiego fioletowego siniaka.
-Będzie cię bolało.
Delikatnie go dotknęłam. Syknął z bólu.
-Przepraszam.
-Nic się nie stało. Rób co musisz- uśmiechnął się.
-Spróbujesz wstać?
Kiwnął głową. Zeszłam z jego kolan i złapałam za rękę. Nagle złapał się za klatkę piersiową i upadł.
-Michael! Co się dzieje?!
-Boli...
Pomogłam mu usiąść na łóżku.
-Poczekaj, zadzwonię po lekarza.
Po piętnastu minutach przyszedł. Osłuchał go i zbadał.
-Co z nim?- zapytałam.
-Podejrzewam, że Pani chłopak może mieć połamane żebra. Ale żeby się upewnić, musimy pojechać do szpitala i zrobić rentgen.
-Tak właściwie, to my nie jesteśmy razem.
-Na początku każdy tak mówi. Potem dzieje się, to co musi. To co? Jedziemy?
-Tak, oczywiście- powiedziałam.
-Rose, to nie jest konieczne...- odrzekł ciężko Michael.
-Nawet nie próbuj się ze mną kłócić.
Pomogliśmy mu wstać i wejść do auta, po czym pojechaliśmy do szpitala. Zrobili Michaelowi prześwietlenie i podłączyli do kroplówki. Leżał w sali szpitalnej. Kiedy wszedł chirurg, zapytałam:
-I co?
-Pan Jackson będzie musiał mieć operację. Musimy poskładać mu parę żeber. Możemy zrobić to teraz?
-Niech da Pan nam pięć minut- powiedział Michael.
Kiwnął głową i wyszedł.
-Boję się- szepnął.
-Wszystko będzie dobrze. Jestem tu z tobą. Nie zostawię cię.
-Ja nie chcę mieć tej operacji- jego oczy się zaszkliły.
Usiadłam na skraju łóżka, a on przytulił głowę do mojej piersi. Wsłuchiwał się w miarowy rytm mojego serca. Zaczęłam nucić mu spokojną melodię, żeby się uspokoił. Wszedł lekarz.
-Panie Jackson. Możemy zaczynać?
Spojrzał na mnie. Widziałam w tych brązowych oczach strach i obawę. Kiwnęłam głową, że już czas.
-Tak. Możemy... Rose. Weź mój telefon i zadzwoń do Janet. To moja siostra. Niech tu przyjedzie. Stęskniłem się za nią- uśmiechnął się do mnie.
-Nie ma sprawy. Będziemy tu, kiedy się obudzisz- pogłaskałam go po policzku- Dasz radę- ścisnęłam jego dłoń.
Weszły pielęgniarki i zabrały łóżko z Michaelem do sali operacyjnej. Odblokowałam jego telefon i wybrałam numer jego siostry.
-Michael? Boże, wiesz jak się martwiłam?! Nigdy więcej tak nie znikaj bez uprzedzenia. Gdzie jesteś?
-To nie Michael. Z tej strony Rose. Jestem jego znajomą. Michael jest w szpitalu na Black Street. Prosił, żebym do Pani zadzwoniła.
-Okej, już tam jadę.
Po dwudziestu minutach przyszła jakaś kobieta. Sądziłam, że to Janet i nie myliłam się.
-Ty jesteś Rose?- zapytała.
-Tak. Rosaline Kathrine Morgan. Ale możesz mówić mi Rose.
-Janet Jackson. Mów mi po prostu Janet. Co z Michaelem?
-Pobili go. Teraz operacyjnie składają mu żebra.
-W co on się znowu wpakował? Z nim to, jak z małym dzieckiem.
-Coś o tym wiem.
-Jak się poznaliście?
-Jestem córką dyrygenta, który pomaga Michaelowi z nagraniem "We are the world". Poznaliśmy się przez mojego ojca.
-Córka Pana Morgana?
-Zgadza się.
-Twój tata to niezła szycha.
-Taka praca.
Po jakimś czasie łóżko z Michaelem wjechało do jego sali.
-Doktorze, i jak z nim?- zapytała Janet.
-Dobrze. Poskładaliśmy go i teraz przez jakąś godzinę będzie spał. Kiedy podaliśmy mu narkozę, przez jeszcze dobrych pięć minut mówił "Rose, Rose", a potem zasnął.
Zarumieniłam się.
-Dziękujemy.
Poszedł. Janet spojrzała na mnie z uśmiechem.
-No no. Widzę, że mój starszy braciszek się zakochał.
-No coś ty. Jesteśmy przyjaciółmi. To niemożliwe.
-Niby dlaczego? Jesteś piękną dziewczyną. I pasujesz do niego na dodatek.
Znów się zarumieniłam i weszłyśmy do niego. Siedziałyśmy godzinę, a on dalej się nie wybudzał. W końcu otworzył oczy.
-Rose...?
-Jak się czujesz?
-Dobrze...- pogłaskał mnie kciukiem po policzku.
-Cześć braciszku- odrzekła Janet i usiadła po drugiej stronie.
-Cześć młoda. Wybacz, że cię tu ściągnąłem.
-Nie ma o czym mówić. Porozmawiałyśmy sobie z Rose. Wiesz, że ojciec nie będzie zadowolony, że odszedłeś.
-Wiem. Nie mam zamiaru wracać. Nie zmusi mnie.
-Ale Mike...- zaczęła.
-Nie ma prawa mnie zmusić. Jestem już dorosły.
-Eh... Jak uważasz. Muszę lecieć. Wpadnę do ciebie jutro. Tito kupuje sobie samochód i muszę go przypilnować, żeby nie wydał całej kasy. Pa.
Przytuliła go.
-Pa Rose.
-Cześć.
Wyszła.
-Długo mnie kroili?- zaśmiał się Michael.
-Nie aż tak. Może trzy godziny.
-To długo.
-Na ciebie mogę czekać ile trzeba.
-Dziękuję.
Uśmiechnęłam się. Nadszedł wieczór. Położyłam się obok Michaela i zasnęłam...
-Nie jest tak źle. Będzie cię trochę bolał, ale nie potrzebujesz bandaża ani nic.
-Teraz ty siadaj.
-To nic takiego. Nic mi nie jest.
-Michael, uderzyli cię w pierś i na dodatek masz rozcięty policzek. Siadaj i nie dyskutuj.
Usiadł posłusznie na kanapie i ściągnął koszulę, a ja zajęłam miejsce na jego kolanach, żeby było mi łatwiej obejrzeć ranę na jego twarzy. Delikatnie przemyłam ją spirytusem i założyłam plaster. Potem spojrzałam na jego klatkę piersiową. Miał wielkiego fioletowego siniaka.
-Będzie cię bolało.
Delikatnie go dotknęłam. Syknął z bólu.
-Przepraszam.
-Nic się nie stało. Rób co musisz- uśmiechnął się.
-Spróbujesz wstać?
Kiwnął głową. Zeszłam z jego kolan i złapałam za rękę. Nagle złapał się za klatkę piersiową i upadł.
-Michael! Co się dzieje?!
-Boli...
Pomogłam mu usiąść na łóżku.
-Poczekaj, zadzwonię po lekarza.
Po piętnastu minutach przyszedł. Osłuchał go i zbadał.
-Co z nim?- zapytałam.
-Podejrzewam, że Pani chłopak może mieć połamane żebra. Ale żeby się upewnić, musimy pojechać do szpitala i zrobić rentgen.
-Tak właściwie, to my nie jesteśmy razem.
-Na początku każdy tak mówi. Potem dzieje się, to co musi. To co? Jedziemy?
-Tak, oczywiście- powiedziałam.
-Rose, to nie jest konieczne...- odrzekł ciężko Michael.
-Nawet nie próbuj się ze mną kłócić.
Pomogliśmy mu wstać i wejść do auta, po czym pojechaliśmy do szpitala. Zrobili Michaelowi prześwietlenie i podłączyli do kroplówki. Leżał w sali szpitalnej. Kiedy wszedł chirurg, zapytałam:
-I co?
-Pan Jackson będzie musiał mieć operację. Musimy poskładać mu parę żeber. Możemy zrobić to teraz?
-Niech da Pan nam pięć minut- powiedział Michael.
Kiwnął głową i wyszedł.
-Boję się- szepnął.
-Wszystko będzie dobrze. Jestem tu z tobą. Nie zostawię cię.
-Ja nie chcę mieć tej operacji- jego oczy się zaszkliły.
Usiadłam na skraju łóżka, a on przytulił głowę do mojej piersi. Wsłuchiwał się w miarowy rytm mojego serca. Zaczęłam nucić mu spokojną melodię, żeby się uspokoił. Wszedł lekarz.
-Panie Jackson. Możemy zaczynać?
Spojrzał na mnie. Widziałam w tych brązowych oczach strach i obawę. Kiwnęłam głową, że już czas.
-Tak. Możemy... Rose. Weź mój telefon i zadzwoń do Janet. To moja siostra. Niech tu przyjedzie. Stęskniłem się za nią- uśmiechnął się do mnie.
-Nie ma sprawy. Będziemy tu, kiedy się obudzisz- pogłaskałam go po policzku- Dasz radę- ścisnęłam jego dłoń.
Weszły pielęgniarki i zabrały łóżko z Michaelem do sali operacyjnej. Odblokowałam jego telefon i wybrałam numer jego siostry.
-Michael? Boże, wiesz jak się martwiłam?! Nigdy więcej tak nie znikaj bez uprzedzenia. Gdzie jesteś?
-To nie Michael. Z tej strony Rose. Jestem jego znajomą. Michael jest w szpitalu na Black Street. Prosił, żebym do Pani zadzwoniła.
-Okej, już tam jadę.
Po dwudziestu minutach przyszła jakaś kobieta. Sądziłam, że to Janet i nie myliłam się.
-Ty jesteś Rose?- zapytała.
-Tak. Rosaline Kathrine Morgan. Ale możesz mówić mi Rose.
-Janet Jackson. Mów mi po prostu Janet. Co z Michaelem?
-Pobili go. Teraz operacyjnie składają mu żebra.
-W co on się znowu wpakował? Z nim to, jak z małym dzieckiem.
-Coś o tym wiem.
-Jak się poznaliście?
-Jestem córką dyrygenta, który pomaga Michaelowi z nagraniem "We are the world". Poznaliśmy się przez mojego ojca.
-Córka Pana Morgana?
-Zgadza się.
-Twój tata to niezła szycha.
-Taka praca.
Po jakimś czasie łóżko z Michaelem wjechało do jego sali.
-Doktorze, i jak z nim?- zapytała Janet.
-Dobrze. Poskładaliśmy go i teraz przez jakąś godzinę będzie spał. Kiedy podaliśmy mu narkozę, przez jeszcze dobrych pięć minut mówił "Rose, Rose", a potem zasnął.
Zarumieniłam się.
-Dziękujemy.
Poszedł. Janet spojrzała na mnie z uśmiechem.
-No no. Widzę, że mój starszy braciszek się zakochał.
-No coś ty. Jesteśmy przyjaciółmi. To niemożliwe.
-Niby dlaczego? Jesteś piękną dziewczyną. I pasujesz do niego na dodatek.
Znów się zarumieniłam i weszłyśmy do niego. Siedziałyśmy godzinę, a on dalej się nie wybudzał. W końcu otworzył oczy.
-Rose...?
-Jak się czujesz?
-Dobrze...- pogłaskał mnie kciukiem po policzku.
-Cześć braciszku- odrzekła Janet i usiadła po drugiej stronie.
-Cześć młoda. Wybacz, że cię tu ściągnąłem.
-Nie ma o czym mówić. Porozmawiałyśmy sobie z Rose. Wiesz, że ojciec nie będzie zadowolony, że odszedłeś.
-Wiem. Nie mam zamiaru wracać. Nie zmusi mnie.
-Ale Mike...- zaczęła.
-Nie ma prawa mnie zmusić. Jestem już dorosły.
-Eh... Jak uważasz. Muszę lecieć. Wpadnę do ciebie jutro. Tito kupuje sobie samochód i muszę go przypilnować, żeby nie wydał całej kasy. Pa.
Przytuliła go.
-Pa Rose.
-Cześć.
Wyszła.
-Długo mnie kroili?- zaśmiał się Michael.
-Nie aż tak. Może trzy godziny.
-To długo.
-Na ciebie mogę czekać ile trzeba.
-Dziękuję.
Uśmiechnęłam się. Nadszedł wieczór. Położyłam się obok Michaela i zasnęłam...
Nie no... szok!!! Złamanie żeber? Boże, to... smutne!! Mam nadzieję że nic się więcej im nie stanie!!! Cudowne, wzruszające i jak zwykle ZAJE*ISTE!!
OdpowiedzUsuńDziękuje :3
Usuń