środa, 3 grudnia 2014

Rozdział XIV

Byłam już w piątym miesiącu ciąży. Miałam straszne humorki i często mieliśmy z Michaelem swoje osobne racje, co doprowadzało oczywiście do kłótni. A jakże by inaczej?
-Mogłeś mi powiedzieć, że wrócisz później!
-Sam o tym nie wiedziałem! Taka moja praca!
-To mogłeś spiąć tyłek i albo się wyrobić, albo postawić na swoim i dać im do zrozumienia, że skończycie jutro!
-Skończymy jutro?! Chciałbym! Tyle, że jak odłożę to na później, to wtedy będę miał więcej roboty! I zamiast wrócić godzinę później, to będę musiał spać w studiu! Tego chcesz?!
-Chcę tylko, żebyś spędzał ze mną więcej czasu, a jeżeli coś ci się przeciąga, to dawał znać!
-Ja sam chciałbym wiedzieć, kiedy tak będzie! Nie planuję sobie przedłużenia nagrań! Tak wychodzi i tyle!
-Jeszcze mi powiedz, że to nie ty decydujesz ile piosenek ma być na płycie!
-Dobra, mam dość tej głupiej gadki! Idę się przejść!
Wyszedł. Usiadłam na łóżku i pogładziłam swój brzuch. Nie lubiłam się z nim kłócić, ale samo tak wychodziło. Był już wieczór, więc wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka. Po jakimś czasie przyszedł Michael. Klęknął na ziemi przede mną i pogłaskał po głowie.
-Przepraszam skarbie. Nie chciałem, żebyś czuła się samotna.
-Nie szkodzi. Ja też nie powinnam robić ci awantur o byle co. Chodź już do mnie.
Uśmiechnął się i zajął miejsce obok. Przytuliłam się, a on położył dłoń na moim brzuchu. Zasnęliśmy. Rano obudziłam się bez Mika obok siebie. Kiedy zeszłam na dół, akurat ubierał płaszcz.
-Znów wychodzisz?
-Muszę. Ale wrócę dzisiaj szybciej. A potem zrobię nam kolację, zgoda?
-Zgoda.
Podszedł, pocałował mnie w czoło i wyszedł, rzucając "Pa! Kocham cię!". Zaczęłam potem wybierać kolor pokoiku dla dziecka. Postawiłam na standard. Czekałam i czekałam, aż się doczekałam. Mike wrócił. Rzuciłam mu się w ramiona.
-Nie było mnie... parę godzin.
-Wiem. Ale i tak się stęskniłam.
-Miło mi to słyszeć. To co? Pomiziamy się, a potem zjemy kolację?
Uśmiechnęłam się.
-Z miłą chęcią.

Cztery miesiące później...

-Michael! Powiem ci, jak będę rodzić.
-Ale na pewno?
-Tak! Na pewno. Z resztą usłyszysz moje krzyki.
-Ej. Nie żartuj tak. Jestem ojcem i to normalne, że się martwię- odwrócił się i zaczął wyliczać- Chcę być odpowiedzialny, kochający...
Złapałam się za brzuch, bo poczułam potworny ból. Krzyknęłam.
-Michael!
-Tak, tak wiem. Nie mogę się tak przejmować.
-MICHAEL, DO JASNEJ CHOLERY, ZAWIEŹ MNIE DO SZPITALA!
-Do szpitala? Ale po c... ROSE?! NIE MÓW MI, ŻE RODZISZ!
-TO NIE POWIEM, ALE BĘDZIE CIĘŻKO MI POKAZAĆ! RUSZ SIĘ!
Zanim się obejrzałam, byłam na sali porodowej. Bolało okropnie. Z oczy ciekły mi łzy i czułam tylko ból. Nagle straciłam przytomność Kiedy się obudziłam, zobaczyłam Michaela rozmawiającego z lekarzem. Potem wszedł do mojej sali.
-Cześć skarbie. Jak się czujesz?
-Dobrze... Chyba...
-Poczekaj tu.
Wyszedł, ale nie na długo.
-Spójrz.
Ujrzałam mojego synka. Tylko... nie wiedząc dlaczego... nie zachwyciłam się tym.
-Dziecko... Nic wielkiego...
-Rose. Co ty mówisz?
-To tylko niemowlę.
-Tak. To nasz dzidziuś.
Nic nie odpowiedziałam. Odwróciłam tylko głowę.
-Panie Michaelu. Mogę prosić?- usłyszałam głos lekarza. Przez jakiś czas byłam sama. Potem wrócił mój mąż.
-Rose. Koteczku.
Spojrzałam na niego.
-Już późno. Wrócę do domu, a jutro do ciebie przyjdę, dobrze?
-Obiecujesz?
-Obiecuję. Byłaś bardzo dzielna. Kocham cię.
-Ja ciebie też...
Wziął kurtkę, pomachał mi i wyszedł.

Michael:
Wróciłem do domu z moim nowym synkiem Lucasem. Lekarz mówił, że Rose ma problem z matczyną miłością. Nie może jej odczuć co do Lucasa. Zostawili ją na obserwacji jakiś czas. Przewinąłem synka, nakarmiłem mlekiem z butelki i położyłem spać. W nocy wstawałem jakieś pięć razy. Rano poszedłem do Rose. Spała jeszcze. Nie wziąłem maluszka ze sobą. Moja mama powiedziała, że się nim zajmie. Usiadłem na krześle obok łóżka mojej żony. Pogłaskałem ją po dłoni. Otworzyła oczy.
-Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić.
-Nie obudziłeś. Dzień dobry.
-Dzień dobry- uśmiechnąłem się.
-Jak się czujesz?- spytałem.
-Dobrze. Chyba dzisiaj mnie wypuszczą.
-To świetnie.
Jak mówiła, tak się stało. Wróciliśmy wieczorem do domu. Położyłem Lucasa spać i pożegnałem się z mamą. Kiedy wszedłem do sypialni, Rose stała w bieliźnie przed szafą. Chcąc nie chcąc moja wyobraźnia zaczęła działać. Podszedłem do niej, objąłem od tyłu i zacząłem obcałowywać jej szyję. Odsunęła się ode mnie i spojrzała przerażona.
-Michael. Co ty robisz...?
-No ja... myślałem, że...- zatkało mnie. Czy ona nie chciała iść ze mną do łóżka?
-Mike. Proszę cię. Nie chcę... Nie tym razem... A teraz przepraszam, ale pójdę się przebrać.
Minęła mnie i zamknęła się w łazience. Dziwne. Czy... ona się mnie bała? Kompletnie nie wiedziałem, co myśleć. Położyłem się do łóżka. Po jakimś czasie poczułem ciężar obok mnie. Odwróciłem się twarzą do niej i wtuliłem w jej plecy.
-Michael! Przestań!
Odsunąłem się zdziwiony.
-Co ja zrobiłem?
-Nie możesz uszanować, że nie mam ochoty na... kontakt fizyczny?!
-Nie mogę już przytulić własnej żony?
-Nie!
Chwila ciszy.
-Rose.
Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
-Co się dzieje?- zapytałem.
-Nic.
-Kochanie. Jestem po to, żeby ci pomóc. Mów o co chodzi.
-O nic. Tylko... nie chcę, żebyś mnie przytulał... całował...
-Nie kochasz mnie już, prawda?
-Nie wiem... Przepraszam cię... Ja po prostu nie wiem co czuję.
Nic nie odpowiedziałem. Wyszedłem tylko z pokoju i położyłem się gościnnym. Tej nocy wstawałem trzy razy, żeby uspokoić Lucasa. było mi cholernie smutno, że Rose waha się, co do swoich uczuć do mnie. Postanowiłem wziąć ją do psychologa. Wspólna terapia dobrze nam zrobi. Kiedy rano jedliśmy śniadanie, postanowiłem jej to powiedzieć.
-Zapisałem nas dzisiaj na wizytę u psychologa, który pomoże nam w związku.
-Słucham?! Nie idę do żadnego psychologa!
-Od tego zależy szczęście naszej rodziny, więc pójdziesz bez dyskusji!- uniosłem głos.
Nic już nie powiedziała. Po południu, kiedy moja mama przyszła zająć się Lucasem, ubraliśmy się i pojechaliśmy na spotkanie. Weszliśmy do wysokiego, oszklonego budynku. Rose usiadła na krześle, w czasie, kiedy ja poszedłem do rejestracji.
-Dzień dobry. Nazywam się Michael Jackson i byłem tu umówiony razem z żoną.
-O, pan Jackson. Już, momencik.
Zniknęła. Gdy wróciła, miała dla mnie informację.
-Pani Marley czeka już na państwa.
-Kochanie, idziemy- zawołałem Rose i wyciągnąłem do niej rękę. złapała ją o dziwo i weszliśmy do gabinetu.
-Dzień dobry...
-O, witajcie kociaczki! Siadajcie. Już się wami zajmuję, tylko znajdę te cholerne dokumenty! A, są! Tak się człowiek czasem zakręci, że ma wtedy większy odlot, niż po szkockiej. No, ale jaki macie problem?
-Ty powiedz- odrzekła do mnie Rose.
Wziąłem głęboki oddech.
-Rose ma problem z pokochaniem naszego synka, tak samo jak z kontaktem fizycznym. Na przykład dotyk, pocałunek. Utworzyła taką jakby barierę wokół siebie.
-Dziecko jest wasze wspólne? Oboje jesteście rodzicami biologicznymi?
-Tak.
-Hmmm- zastanawiała się- Pana poproszę, alby na chwilę wyszedł, a z Panią chcę sobie porozmawiać.
Ścisnąłem dłoń mojej żony i wyszedłem, posyłając jej uśmiech. Usiadłem w poczekalni i zastanawiałem się o czym rozmawiają. Po jakiś dziesięciu minutach Rose wyszła z gabinetu i powiedziała, że moja kolej. Wszedłem.
-Siadaj pan!
Usiadłem.
-Już wiem o co się rozchodzi.
-Naprawdę?
-Tak. Pan, Panie Misiaku, jest potwornie napalony, a Pana żona przechodzi trudny okres, więc niech Pan powstrzyma ten swój kabel od rażenia prądem, Okej? Ciężko zniosła poród i jest w takim jakby szoku. Wstydzi się też swojego ciała, więc nie chce, aby dochodziło między wami do jakiegokolwiek zbliżenia.
-Więc co mam zrobić?
-Nie naciskać. Ona potrzebuje czasu na to wszystko. Jest też strasznie rozdarta uczuciowo. Więc niech się Pan Misiak nie łamie, tylko cierpliwie czeka, aż dojdzie do siebie. Czaisz bazę, Misiek?
-Chy-chyba tak.
-Supcio. Następna wizyta za trzy dni. Zapamiętasz, czy mam ci napisać?
-Zapamiętam. Dziękuję.
Wyszedłem z gabinetu i złapałem Rose za rękę. Przynajmniej tyle. Pojechaliśmy do domu. Poprosiłem ją, aby usiadła w salonie, bo czekała nas bardzo poważna rozmowa...

3 komentarze:

  1. Jezus Maria, kabel do rażenia prądem?!
    JEGO KABEL?! XDDD

    Ostro jedziesz, tak ma być! Nie słodkie, by się za przeproszeniem zrzygać, ale coś ostrzejszego <3 Teraz kwaśny i gorzki smak trza poczuć xD

    A ta psycholoszka??
    BOMBA!!
    Te teksty rozwalają :3

    WIELKIE GRATULACJE! JESTEŚ MOJĄ NAJLEPSZĄ (i upartą xD) PISARKĄ!!

    DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, dziękuję bardzo. Cieszę się, że się podoba :) I nie masz mi za co dziękować ;)

      Usuń
  2. #NAPALONYMICHAELZAWSZESPOKO
    KOCHAM CIE NORMALNIE <3
    PISZ DALEJ <33

    OdpowiedzUsuń