poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział VIII

Michael:
-On naprawdę ją zgwałcił?- zapytałem, wchodzą do kuchni, kiedy położyłem już Rose do łóżka. 
-Niestety tak- odrzekł pan Morgan.
-Gdzie mogę go znaleźć?
-Jesteś pewien Mike?
-Pomszczę Rose. 
-Steven nie gra czysto. Musisz na niego uważać...
-Dam sobie radę. Gdzie może być?
-Prawdopodobnie w ich podziemiu. Mają tam taką jakby bazę. Miejsce spotkań.
Wziąłem namiary i wsiadłem w auto. Poszedłem do tego podziemia. Szedłem wściekły w stronę siedzącego Stevena. 
-Co ty tu robisz?
-Przyszedłem odpłacić ci się za Rose.
Wstał. 
-Kogoś obchodzi ta szmata?- zaśmiał się.
Złapałem go za kołnierz. 
-Spokojnie bokserze. Jak chcesz się bić, to na moich zasadach.
-Twoich, czyli jakich?
Nagle trzech jego kolegów otoczyło mnie. 
-Wszyscy na jednego.
Złapali mnie pod ręce, powalili na kolana, a trzeci złapał mnie za włosy tak, żeby Steven mógł mnie uderzyć w twarz. Jeden cios, drugi, trzeci. Potem padła seria na brzuch. Z rozciętej wargi poleciała mi krew, tak samo jak ze skroni.
-Dalej chcesz bronić tej suki?!
-Powiedz tak jeszcze raz, a obiecuję, że znajdę cię i zabiję!
Cios w brzuch. 
-Taki jesteś odważny?!
Po godzinie katowania mnie, leżałem na ziemi cały we krwi i siniakach. Nie podniosłem się przez całą noc. Byłem tam sam. W końcu usłyszałem samochód. Po chwili wbiegł pan Morgan. 
-Michael! Wszytko dobrze?! Żyjesz?!
-Żyję...- wyszeptałem, plując krwią.
-Chodź- przełożył sobie moje ramię przez szyję i pomógł wstać. 
Zaprowadził mnie do auta i przywiózł do domu. Potem położył mnie na kanapie w salonie. 
-Michael. Ile widzisz palców?
-Cztery...
-Dobrze. Poczekaj, przyniosę apteczkę. 
Zniknął w kuchni za rogiem. Nagle poczułem cholernie mocny ból w brzuchu. Zgiąłem się w pół. Nagle przybiegł pan Morgan.
-Co się dzieje?
-Brzuch...
Obejrzał go i stwierdził, że mam go mocno obitego i poranionego. Nagle z góry zeszła Rose.
-Boże Michael, co ci się stało?!
-Pobił się ze Steven'em. 
-Co? Dlaczego?
-Myślę, że sam powinien ci to wytłumaczyć.
Wyszedł. Rose usiadła na skraju łóżka i zaczęła czyścić mi ranę na skroni. 
-Dlaczego to zrobiłeś?
Westchnąłem.
-Nie mogłem słuchać, jak cię obraża.
-Niech zgadnę. Zagrał nieczysto i ty dostałeś w kość, a on wyszedł z tego bez szwanku?
-Jakbyś tam była- słabo się uśmiechnąłem.
-To było głupie z twojej strony.
-Wiem. Przepraszam. 
Po chwili lekko się uśmiechnęła i pocałowała mnie w czoło. 
-No już nic się nie stało. Dziękuję, że chciałeś mnie bronić. Teraz poczujesz lekkie pieczenie.
Zacisnąłem zęby. Ono wcale nie było takie "lekkie". Piekło strasznie. Kiedy skończyła, dalej siedziała ze mną i trzymała za rękę. Miałem strasznie mało siły. Oczy ledwo trzymałem otwarte. 
-Obiecaj, że więcej tego nie zrobisz.
-Obiecuję. 
-Z ręką na sercu. 
Wziąłem jej dłoń, przyłożyłem do swojego serca i powiedziałem:
-Z ręką na sercu. 
Odetchnęła z ulgą.
-Obejrzysz ze mną jakiś film?
-Dasz radę?- zapytała z troską.
-Tak. Jestem silny. Popatrz jakie mam muskuły.
Naprężyłem rękę. Zaśmialiśmy się oboje.
-Zgoda. A jaki film chcesz zobaczyć?
-Hmmm... Może.. "Gwiezdne Wojny"?
-Oki.
Rose włączyła telewizor i położyła się obok mnie. W końcu zasnęła. Po paru dniach mogłem już chodzić. Nie mogłem pozwolić, aby Stevenowi uszło to na sucho. Ale Rose nie mogła się o niczym dowiedzieć. Pewnego dnia znów poszedłem do ich podziemia. Kiedy mnie zauważył, krzyknął:
-A ty Jackson, co? Mało ci?!
-Chcę zemsty.
-O proszę. Czyli chcesz tak zwany wpierdol?!
-Jeszcze się okaże.
Kiedy tylko do mnie podszedł, zasadziłem mu cios w twarz. Wywrócił się na plecy i złapał za podbródek.
-Co? Jak nie masz obstawy, to już nie jesteś taki twardy?!
Wstał, a ja uderzyłem go w brzuch i twarz. Parę razy jeszcze go uderzyłem, po czym usłyszałem Rose:
-Mike! Wystarczy!
-Rose? Co ty tu robisz?
-Pojechałam za tobą! Obiecałeś mi! Obiecałeś, że tego nie zrobisz!
-Przepraszam ja...
-Złamałeś słowo! Martwiłam się o ciebie! Przyrzekłeś mi z ręką na sercu! Zaufałam ci, a ty co?!
-Rose...
-Nie odzywaj się do mnie...
Przeszła obok mnie i odjechała. Wsiadłem do swojego auta i wróciłem do ich domu. Kiedy wszedłem, w salonie zastałem pana Morgana.
-Rose jest zła. Lepiej jej nie drażnić.
-Tak... wiem...
Poszedłem do kuchni. Stała tam i robiła sobie kakao. Wyminęła mnie, ale złapałem ją delikatnie za łokieć.
-Nie dotykaj mnie...
Odsunąłem rękę. Westchnąłem. Co ja zrobiłem? Jak mogłem? Oszukałem ją. A ona mi zaufała... Wrócę do domu... Nie będę jej przeszkadzał. Zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem z powrotem do siebie. Kiedy otworzyłem drzwi, usłyszałem:
-Gdzie żeś był?!
-Byłem u Rose...
-Ile razy ci mówiłem, że masz dać sobie z nią spokój?!
-Wybacz Joseph...
-Nie ma już wybaczania!
Podszedł do mnie i uderzył. Już czułem, że będę miał śliwę na oku. Czekałem, aż to się skończy. Po tym wszystkim powlekłem się do łóżka.

Rose:
-Michael mnie oszukał.
-Tak, ale zrozum, że zrobił to, bo się o ciebie martwił.
-Tato, on przyrzekł mi z ręką na sercu!
-Owszem, ale...
-Nie tato. Takiej obietnicy się nie łamie...
Poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku obok Maksa. Wyglądał na przybitego.
-Wiem Maksiu. Ja też za nim tęsknie. Ale złamał słowo. Nie mogę mu odpuścić...
Polizał mnie lekko po dłoni.
-Eh... Dobranoc piesku...
Zgasiłam lampkę i zapadłam w sen. Śnił mi się Michael. Bił się ze Stevenem. W końcu mój były wyciągnął nóż. Mike robił dobre uniki, ale w końcu potknął się i nabił brzuchem na ostrze. Zaczął mocno krwawić, aż ścisnął moją dłoń ostatni raz i umarł. Obudziłam się z krzykiem.
-Rose! Co się stało?!
-To tylko... zły sen...
-Śnił ci się Michael?
-Tak...
-Posłuchaj... Mike wrócił do domu... Ojciec go pobił...
-Słucham?
-Ojciec go pobił...
-To wszystko przez mnie...
-Nie możesz się obwiniać. Napisał mi, że da sobie radę...
-Miejmy nadzieję.
-Jest trzecia. Śpij dobrze kotku.
-Dobranoc...
Zamknęłam oczy. Resztę nocy nie spałam dobrze...

1 komentarz:

  1. Droga Autorko!

    To co piszesz jest wprost zachwycające. Od czasu do czasu są chwile smutku, chwile romantyzmu, chwile radości. Umiesz zaskakiwać czytelnika. Cieszy mnie to, ponieważ w niektórych innych blogach aż leje się słodkością, co jest nie zbyt zdrowe. Pisz tak dalej i życzę wszystkiego co najlepsze :)
    Z poważaniem
    My Life Is A Movie :D

    OdpowiedzUsuń